Rozdział 5 : Kiedy prawda powinna wyjść na jaw. . .

Diabeł powoli podnosił się z ziemi. Obserwował nas uważnie,  jego oczy zrobiły się dziwne. Źrenice zwęziły mu się w małe szparki a czerwona barwa jeszcze bardziej się pogłębiła. Zrobił krok w naszą stronę...Wiedziałam, że jest źle. Nie byłam pewna co się ze mną stało i co właściwie przed chwil zrobiłam, ale nie sądziłam, że uda mi się to zrobić po raz kolejny. Nagle usłyszeliśmy głośne pukanie.

- Eileen! Otwórz drzwi szybko! - rozległ się głos Jima. Nie minęła sekunda a Diabła już nie było. Odetchnęłam z ulgą, w tamtej chwili wielką ochotę wyściskać mojego Jima! Po raz kolejny rozległ się huk pukania, najszybciej jak to możliwe rzuciłam się w stronę drzwi. Ze łzami w oczach rzuciłam się aniołowi w ramiona. Przez chwilę jego mięśnie były napięte, najdziwniejsze jednak było to, że przyciągnął  mnie do siebie i przytulił jeszcze mocniej, jakby nie chciał mnie puścić, jakby wiedział ,że stało się coś złego.

- Jim...- wzięłam mały wdech - Zaraz mnie udusisz! Anioł niemalże natychmiast się opamiętał i stanowczo acz delikatnie odsunął mnie od siebie. Dopiero teraz na mnie spojrzał, obserwowałam jego twarz. Najpierw zobaczyłam dziwny błysk w jego oczach i nagły rumieniec kiedy oblał jego policzki, gdy widział mój skąpy strój, jednak kiedy dojrzał moje siniaki oraz krew na moim ciele momentalnie spoważniał.

- Kto Ci to zrobił Eileen...? - speszyłam się. Po raz pierwszy słyszałam u Jim'a ( tego łagodnego anioła ) taką wrogość w głosie.

- To On. Był tutaj. Jim spójrz na mnie - powiedziałam - Nie wiem jakim cudem tego dokonał, ale zjawił tu się ten sam Diabeł, z którym dziś rano konkurowałam o duszę Tina. I Jim? To nie przeze mnie. To nie chęć zemsty go tu przywiodła, On chciał dostać chłopca. Tylko nie rozumiem dlaczego? I jakim cudem ta bestia przeszła naszych strażników i dostała się do Nieba?

- Eileen...- zawahał się, po jego minie widziałam, że nie chce udzielić mi odpowiedzi. Zirytowało mnie to.

- Nawet nie wasz się kłamać Jim. On prawie mnie zabił, chce wiedzieć dlaczego tak usilnie starał się dostać Constantina. Jim odpowiedz mi. Natychmiast!

- Eileen...nie naciskaj, nie mogę Ci nic powiedzieć. To nie moje zadanie, ale zaprowadzę Cię do kogoś kto powinien Ci to wyjaśnić, zaprowadzę Cię do Niego. - niechętna, ale jednak przystałam na jego warunki. Najpierw jednak czekało mnie trudniejsze zadanie. Razem z Jimem weszłam do swojego poturbowanego domu, Tino leżał skulony na ziemi i cichutko płakał.. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce, biedny malec. Jim wiedział, że lepiej zostawić nas samych, dlatego poszedł ocenić szkody.

- Mój biedny Constantin. Choć do mnie. - przez chwilę się ociągał. - No już szybciutko.

- Eileen, tak się bałem. On zrobił Ci krzywdę...

- Cicho bądź i przytul się. Już Go nie ma Tino, już Cię nie skrzywdzi. Jesteśmy bezpieczni. Nic Ci się nie stanie obiecuję. - długo musiałam czekać, ale w końcu się uspokoił. Zmęczony płaczem - usnął. Nie byłam pewna, czy dom jest bezpieczny, dlatego razem z Jimem udaliśmy się do jego domu i tam położyliśmy go w pokoju gościnnym. Tu był bezpieczny.

- Więc co teraz....? - zapytałam Jima.

- Chcesz poznać prawdę Eileen?

- Tak...- odparłam niepewnie.

- Więc choć.

- Ale Jim, dokąd ty mnie zabierasz?

- Gabriel na pewno ucieszy się z naszej wizyty.

Zabrakło mi słów, nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod domem Archanioła Gabriela. Nie można od tak spotkać się z lewą ręką Boga - to po prostu niemożliwe. Dom  Archanioła wydawał się całkiem zwyczajny, był jednak duży i przypominał dom za czasów renesansu. Byłam zachwycona. Szliśmy przez ścieżkę, która otoczona była pięknymi kwiatami. Po kilku minutach weszliśmy na ganek. Nie musieliśmy nawet pukać. Drzwi otworzył nam wysoki mężczyzna. Miał na sobie zwykły strój białe jeansy i biały sweterek z dekoltem w serek a jednak był porażający. Jego uroda zwalała z nóg, rękawy swetra miał podwinięte przez co mogłam zobaczyć tatuaże, które rozchodziły się na Jego rękach. Były magnetyczne. Patrzył na nas z lekkim uśmiechem. No tak - pomyślałam - musiałam wyglądać jak kretynka stojąc w progu i gapiąc się na Niego z otwartą buzią.

- Czekałem na was. - powiedział, a głęboka barwa Jego głosu niosła się po całym ogrodzie.

__________________________________________________________________________________________


Rozdział dedykuję mojej kochanej Crucio. Jesteś cudowna, dziękuje Ci za miłą rozmowę.
Wiem, że rozdział jest kiepski, pewnie wyda wam się, że to tak zwany " zapychacz " i być może tak właśnie jest. Jeśli się podoba komentujcie, jeśli się nie podoba - wytykajcie mi błędy. Kolejny rozdział być może pojawi się pod koniec tygodnia. Pozdrawiam M. ;*

Rozdział 4 : Uśpione moce. . .

- Rafaelu nawet nie wiesz co czułam w tamtym momencie. Byłam więcej niż przerażona, po raz pierwszy czułam, że zaraz mogę umrzeć. Księżulku jeszcze nikt nigdy nie dostał się nie proszony do Nieba. Nasi strażnicy byli bardzo silni, niewielu wie jak można ich zniszczyć, a gdy ktoś zbliży się do bram bez pozwolenia, zostaję zniszczony - bezzwłocznie. A on na pewno nie był zaproszony.

Ksiądz Rafael był bardzo zaintrygowany słowami dziewczyny, wiedział, że już dawno powinien był zakończyć tą " spowiedź " , jednak nie mógł tego zrobić. To było zbyt silne. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - pomyślał. Dziewczyna nie zdawała się zauważać jego surowej miny, dalej opowiadała a on? Po prostu słuchał.

- w pierwszej chwili miałam nadzieje, że to nie dzieje się naprawdę, że to tylko kolejny koszmar, z którego zaraz się obudzę, ale on nieubłaganie zbliżał się do mnie, zrobił krok...po chwili oboje usłyszeliśmy ryk syreny alarmowej. Nie wiedziałam, czy to dlatego, że Diabeł dostał się do Nieba, czy dlatego, że ktoś miał kłopoty. Bałam się Rafaelu, zwłaszcza, że po drugiej stornie domu spał niczego nieświadomy Tino. Kiedy On był już zaledwie krok od mojego ode mnie, jak oparzona wyskoczyłam z łóżka. Jego oczy zaświeciły się na czerwono, spojrzałam w dół, mój szlafrok był prawie rozplątany i odsłaniał o wiele za dużo. Resztkami sił przywołał do siebie moją odwagę i zapytałam go :

- Co tu robisz?

- Nie przypominam sobie, abym pozwolił Ci się do mnie odzywać - powiedział pogardliwie, a ja nie wytrzymałam.

- Jesteś w moim domu do cholery, więc lepiej mów po co tu jesteś!

- Musze przyznać, że jesteś odważna...albo raczej głupia - stwierdził po chwili - A teraz posłuchaj mnie uważnie, to ja tutaj będę zadawać pytania - gdzie on jest? Najwidoczniej musiałam zrobić głupią minę, ponieważ Diabeł po sekundzie dodał : Gdzie jest ten mały szczeniak, którego mi dzisiaj sprzątnęłaś z pod nosa?

To przeraziło mnie jeszcze bardziej, zachodziłam w głowę czego to bydle mogło chcieć od Constatntina, zwlekałam z odpowiedzią, a rozwścieczony Diabeł w końcu nie wytrzymał.

- Mów do cholery! - krzyknął, chwytając mój nadgarstek, po raz drugi w tym dniu rzucił moim ciałem, jak szmacianą laką. Wpadłam na szybę swojego okna, mimowolnie z moich ust wydobył się jęk bólu, kiedy wyciągałam ze swojego boku kawałki szkła. Jedno wiedziałam, na pewno nie chciał tylko porozmawiać  z chłopcem, co oznaczało, że za wszelką cenę muszę go chronić.

- Nigdy go nie dostaniesz Ty pieprzony dupku. - diabeł podszedł do mnie z chorym uśmiechem na twarzy, po czym jak gdyby nigdy nic, zaczął kopać mnie po brzuchu. Ból  był nie do wytrzymania, ale nie mogłam się poddać. Diabeł w końcu przestał mnie kopać, uznając tym samym, że na pewno już mam dość i nie zdołam się podnieść. Z resztą nawet gdyby mi się udało, nie stanowiłam dla Niego żadnego zagrożenia, mógł mnie rozgnieść małym palcem. Wyszedł z mojej sypialni i udał się na poszukiwanie chłopca. Nie wiem jak udało mi się podnieć, ale zrobiłam to. Wzięłam ze sobą mój ulubiony szklany wazon - choć wiedziałam, że to na nic liczyłam na to, że zyskam kilka cennych chwil. Był już w połowie korytarza, najciszej jak potrafiłam udałam się za Nim. Zaskoczyłam Go i o to chodziło - z całym impetem i siłą jaką miałam wbiłam Mu w głowę wazon. Upadł. Wiedziałam, że mam tylko chwilę. Najszybciej jak potrafiłam udałam się do pokoju Tina.

- Tino, Tino! Wstawaj, szybko! Jesteśmy w niebezpieczeństwie musisz uciekać. Tino, natychmiast! - prawie wykrzyczałam wszystko na jednym wydechu. Mały był w szoku, swoimi piąstkami nadal przecierał swoje zaspane oczy. Nie było czasu. Wzięłam go na ręce i czym prędzej udałam się do frontowych drzwi. Diabeł już się otrząsał, sekundę później był przy mnie, a w następnej chwili leciałam już na drugi koniec pomieszczenia. Co jest do cholery - pomyślałam. Ile razy można rzucać człowiekiem? Nie miałam jednak czasu na zagłębianie się w swoich myślach, ten potwór był coraz bliżej Tina. Pomoc nie nadchodziła, a ja nie mogłam nic zrobić. - Tino, UCIEKAJ! - krzyknęłam, bo w tamtej chwili tylko na tyle było mnie stać.

- Nie zostawię Cię! Eileen, nie zostawię Cię! - krzyczał ze łzami w ochach. Byłam wzruszona, w moich oczach zalśniły łzy. Diabeł przyglądał się temu wszystkiemu z politowaniem i odrazą.

- Dość tego ty mały smarkaczu, pójdziesz ze mną. - powiedział to po czym bezceremonialnie, złapał malce za koszulę i zaczął go szarpać, było widać, że sprawia mu to chorą satysfakcję. I wtedy nie wytrzymałam.
Coś zaczęło się ze mną dziać Rafaelu, nie wiem skąd się to wzięło, nie wiem dlaczego akurat wtedy ujawniła się moja moc, ale już po chwili czułam, że nabieram sił, przez moje ciało przeszła ogromna ilość energii, która koncentrowała się na opuszkach moich palców. Po kilku długich sekundach stałam już na ziemi, zarówno jak i ja tak i Demon i Tino patrzyli na moje palce, z których jarzyła się niebieska poświata, po chwili kolor nabrał nocy, a ja wiedziona instynktem skierował swoje palce w stronę Diabła. Z moich palców wystrzeliły iskry, aż w końcu uformowały się w długie pioruny. Diabeł puścił Tina, a sam odleciał na kilka metrów i złapał się za pierś. Zaczął kaszleć krew. W Jego oczach widziałam tylko zdziwienie. Ja też nie wiedziałam co się właśnie stało. Tino podbiegł do mnie  a ja schowałam go za siebie. Spojrzałam ponownie na Diabła na Jego twarzy znów gościł złowrogi grymas.

- To jeszcze nie koniec Eileen...

_____________________________________________________________________________________

Witam was Kochani. Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba, jest w nim trochę akcji. Jednak nie wiem, czy przypadnie wam do gustu po przedni chyba wam się nie spodobał, ale co się dziwić pisałam go z bólem głowy, a ten dla odmiany pisałam przy : potężnym bólu czaszki, z chęcią na wymiotowanie i krwią z nosa. A wszystko przez głupi wypadek, ale obiecałam wam rozdział pod koniec tygodnia, a  nie chciałam nie dotrzymać słowa, a ponieważ w niedziele nie będe miała za dużo czasu, dlatego dodaję rozdział teraz. Mam nadzieje, że choć trochę wam się spodoba, piszcie swoją opinię, każda uwaga jest dobra. Już niedługo zmieni się szablon o ile moja droga Crucio mi w tym pomoże a na razie życze wam udanego weekandu. Czekam na wasze opinię co do tego rozdziału :)

Ps. Rozdział pisany w dużej części przy : RyanDan - The Face
Pozdrawiam M. ;*

Rozdział 3 : Gdy zło uparcie nie daje Ci spokoju...

Czego miałam się spodziewać po tym pomiocie szatana? Potraktował moje ciało jak worek kartofli, którym niedbale rzucił o ścianę. Ledwo podniosłam się na drżących dłoniach, dotknęłam swojej obolałej i zapewne całej sinej szyi. Spojrzałam na Niego z obrzydzeniem w ochach. Nie bałam się, czułam tylko wstręt do tego osobnika. Po chwili oboje usłyszeliśmy mój zachrypnięty głos :

- Jeśli chciałeś mnie tym przestraszyć to się pomyliłeś upadły wysłanniku Boży. Pokazałeś tylko, że zasłużyłeś na moją pogardę i wstręt. Nie boję się Ciebie i kiedy tylko będę mogła pokrzyżuję Ci każde plany, jesteś nic nie wartym sługą Szatana. - to powiedziawszy wzbiłam się  w niebo i ruszyłam do bramy Nieba, z oddali jednak widziałam Jego oczy, pełne ognia i narastającej wściekłości.

~~ Kila minut później Biuro Administracji w Niebie ~~

Tino stał u boku Jima i rozglądał się wszędzie niespokojnie. Jego oczy były duże jak monety, wszystko go dziwiło zapewne nie spodziewał się, że właśnie tak wygląda Niebo. Zbliżyłam się do nich pomału, gdy tylko chłopiec wyczuł moją obecność, rzucił się w moją stronę i znów objął moją nogę. Był taki mały i zagubiony, nie miał nikogo. Musiałam się nim zaopiekować. Nagle Jim odwrócił się do mnie z posępną miną.

- Lucky! - zawałował. A do naszych uszu dobiegł odgłos machania małych skrzydełek.

- Tak Jimie, o co chodzi? - odezwał się jego mały pomocnik.

- Zaprowadź proszę tego małego chłopca do bufetu, na pewno czuję głód. - anioł spojrzał na minę dziecka i po chwili powiedział kierując słowa w jego stronę - Nie martw się, Eileen zaraz do Ciebie przyjdzie.

Oby - pomyślałam, ale zaraz uśmiechnęłam się do malca, aby dodać mu otuchy. Ten niechętnie odkleił się od mojej nogi i poszedł za skrzydlatym stworkiem. Patrzyłam za nimi, aż nie skręcili za róg, uparcie starałam się ignorować spojrzenie Jima, gdy ten nagle westchnął.

- Co ja mam z Tobą zrobić Eileen? Z jednej strony oboje dobrze wiemy, że to surowo zabronione a z drugiej jednak nie mogę nie zauważyć tego, że udało Ci się przekonać duszę do przybycia tutaj, czar tego Diabła znany jest na terenie całej Niebiańskiej Arkadii. Niewielu aniołom udało się wygrać kiedy Go wysyłano, a byli to o wiele starsi członkowie naszej rodziny. - wydawał się głęboko zamyślony.

- On jest okropny, nie wiem jak ktokolwiek mógł dać się zwieść temu potworowi. Jim spojrzał na mnie łagodniej.

- Rozumiem kochana, jednak wiele osób nabiera się na jego sztuczki. Jako, że był to twój pierwszy raz nie zostaniesz ukarana, ale więcej tego nie rób Eileen, dopóki nie zostaniesz przeszkolona. On jest groźny, tak jak i reszta jego pobratymców.

- Rozumiem, dziękuje Jim! Czy mogę już iść?

- Tak, leć i zaopiekuj się chłopakiem.

- Tak jest! - odrzekłam radośnie i poleciałam szukać małego Tina, nie musiałam długo szukać, znalazłam go przy jednym ze stolików. Ostrożnie podeszłam do niego. Na mój widok odetchnął z ulgą. - Tino chcesz pójść ze mną na spacer ?

- Tak chętnie pani Anielico.

- Oh skarbie, możesz mówić mi Eileen - uśmiechnęłam się do niego - Choć pokażę Ci jak wygląda Niebo.

Wyszliśmy z bufetu i od razu skierował  chłopca na główną drogę. Kiedy przechadzaliśmy się po Niebie, rozmawialiśmy o jego życiu. To straszne, że taki malec musiał tyle wycierpieć. Przeszliśmy już prawie całą trasę kiedy nagle oprzytomniałam przecież Tino nie miał rodziny, a zatem nie miał też domu.

- Tino posłuchaj, jesteś jeszcze mały. Twoja rodzina nie trafiła do Nieba, więc nie mogą się Tobą opiekować. Mam dla Ciebie propozycję, jeśli się zgodzisz możesz zamieszkać ze mną. Mieszkam  w małym domu przy jeziorze, spodoba Ci się tam, jeśli jednak nie będziesz chciał, możesz zamieszkać w specjalnym ośrodku, gdzie trafiają dzieci, które tak jak Ty nie mają w Niebie rodziny. - Chłopiec miał smutną minę.

- Pani Eileen, moja rodzina i tak by mnie nie chciała, byłem im niepotrzebny, nadal jestem niepotrzebny. - powiedział płaczliwie.

- Constantinie, nigdy więcej tak nie mów. To nie prawda! Jeśli chcesz stworzymy nową rodzinę. Przyrzekam, że się Tobą zaopiekuję.

- Boję się...co jeśli Ty też mnie opuścisz?

- Nie opuszczę Tino, obiecuję.

- Dobrze, chce zostać z Tobą, chce mieć dom i rodzinę. Dziękuje przepani - powiedział,  po czym pociągnął noskiem.

- Nie ma za co Tino. I nie mów do mnie przepani - jestem Eileen.

 Udaliśmy się do moje domu. Nie był to dużo budynek, jednak w sam raz dla dwóch osób. Tino był zmęczony, co nie było dziwne kiedy tyle zwaliło mu się na głowę. Wyczarowałam mu jakąś piżamę i ułożyłam do snu. Kiedy skończyłam opowiadać mu jedną ze swoich historii wreszcie zasnął. To był długi dzień - pomyślałam. Czułam, że moje mięśnie są napięte, weszłam więc szybko pod prysznic, który złagodził moje skołatane nerwy, ten dzień różnił się od innych. Dotychczas byłam tylko obserwatorem a dzisiaj wmieszałam się w coś co nie powinno mieć miejsca. A jednak nie żałuję swojej decyzji. Owinięta w szlafrok udałam się do łóżka. Sen nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Jednak ta noc zdawała się nie mieć końca. Przez kilka następnych godzin męczyły mnie koszmary  z Nim w roli głównej. Jeden ze snów był tak realny, że zdawało się czuć jego oddech. Obudziłam się zalana potem.

- To tylko sny Eileen - upomniałam się.

- Nie dość, że łamiesz reguły to jeszcze gadasz do siebie? Niezła z ciebie mieszanka Eileen.

Odwróciłam się pomału a przede mną stał On. Ucieleśnienie zła uśmiechnęło się do mnie...Zrobił krok w moją stronę, kiedy nagle usłyszeliśmy ryk syreny alarmowej...


____________________________________________________________________________________

Na wstępie chciałam przeprosić za tak długą nieobecność. Nie spodziewałam sie, że pisanie bloga będzie taki ciężkie. A jednak. Zmęczenie, stres, kłótnie, choroby dają znać o sobie. Przez chwilę myślałam nawet o zakończeniu pisania, bo uznałam, że chyba nie jestem na to gotowa, jednak po przeczytaniu pewnego opowiadania i komentarzowi kochanej Crucio zdałam sobie sprawę, że nie mogę tego tak zakończyć. Dlatego będę się starała pisać co najmniej 1 notkę w tygodniu. Nie wiem, czy mi się to uda, ale postaram się. Dziękuje Ci Crucio za to, że mnie natchnęłaś! W ramach przeprosin kolejny rozdział pojawi się pod koniec tygodnia. Mam nadzieje, że ten rozdział jakoś przejdzie, bo ja szczerze mówiąc średnio jestem zadowolona rozdział pisany z bólem głowy raczej nie może być dobry, ale pozostawiam ocenę wam. Mile widziane komentarze, proszę wytykać mi błędy jeśli coś wam się nie spodoba. Do następnego razu i mam nadzieje, że mnie nie zlinczujecie za ten kiepski rozdział!

Pozdrawiam M. ;*