* OGŁOSZENIE *

Witam wszystkich czytających!

Nie wiem, czy ktoś jeszcze tu został, mam nadzieje, że po mimo braku dodawania rozdziałów i jakichkolwiek wieści - ktoś jeszcze tu został. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale na początku przez miesiąc miałam problemy z Internetem a potem szkoła, zaliczanie, opieka nad siostrą. Na wszystko mam bardzo mało czasu, ale niedługo wakacje, więc obiecuję, że jak tylko poprawie oceny to zabieram się za często pisanie, aż będziecie mieli mnie dosyć!

Postaram się niedługo ( niedziela-wtorek) dodać rozdział 11. Mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze czeka.

Pozdrawiam, M.;*

Rozdział 10 : Cynamon, róża, czekolada i strach...cz. 2



– Już Eileen! Uciekaj. NATYCHMIAST! – Nie czekałam ani chwili dłużej; pędem ruszyłam przed siebie. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk zaskoczenia, a potem jęk bólu. To na pewno był Behemot, nie czekałam jednak by to sprawdzić, jak najszybciej ruszyłam w stronę mojej kryjówki. Drogę znałam na pamięć, od wielu lat to miejsce było dla mnie jak drugi dom, było moją świątynią samotności. Oazą. Pomagało mi się uspokoić, zebrać myśli i uciec od tego, co mnie gnębiło; zaczynało mi brakować tchu, jednak biegłam dalej. Dotarłam do Wiosennej Polany.

Jeszcze tylko kawałek, pomyślałam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zmusiłam się, by przebiec jeszcze trochę. Po kilku minutach wreszcie dostrzegłam wodospad za Polaną. Wskoczyłam do wody, była przyjemnie chłodna, działała kojąco na moje obolałe ciało. Zwykle omijałam wodę i szłam na około, tym razem jednak nie było czasu, zagrożenie mogło być tuż, tuż. Wpadłam do jaskini, która przykryta była zasłoną zrobioną z wodospadu. Nic się tu nie zmieniło, co nie było takie dziwne zważywszy na to, że nikt nie wiedział o tym miejscu, nawet Jim. Mimo, iż była to grota, było tam całkiem sporo miejsca. Z racji tego, że dosyć często tam bywałam, zdążyłam już nieco urządzić mój drugi dom. Na moje nieszczęście nie było tu ogrzewania, a mokre ciuchy nie pomagały w zatrzymaniu ciepła. Usiadłam skulona na materacu obitym w jasną skórę. Drżałam. Zdarzenia sprzed kilkunastu minut dopadły mnie w jednej chwili. Zastanawiałam się dlaczego ciągle ktoś próbuje, mnie zabić? Co było nie tak z tymi wysłannikami piekła? Dlaczego się na mnie uwzięli? Przykryłam się pledem. Moje ciało ponownie przeszyły dreszcze. Niezamierzenie moje myśli popłynęły ku Aidanowi.  Martwiłam się o Niego.

Jesteś taka głupia, Eileen – przecież ON chce Cię zabić.

Wtedy ta myśl była jak uderzenie batem. Bolesna, ale prawdziwa.

Jednak skoro chce mnie uśmiercić, dlaczego dzisiaj mi pomógł?

     To nie dawało mi spokoju.

Po prostu sam ma ochotę wyrwać Ci serce!

Kłóciłam się sama ze sobą. Moje myśli pędziły jak szalone. Biły się między sobą o tytuł „najstraszniejsza idei tego stulecia”. Pewnie gnębiłabym się tak dalej, gdyby nie to, że usłyszałam hałas niedaleko jaskini. Zwykle szmer wody zagłuszał wszystko; tym razem było inaczej, a to oznacza, że ktoś specjalnie ogłosił swoje przybycie. Pytanie tylko kto? Przyjaciel, czy wróg – a raczej, który z moich wrogów skradał się prosto ku mnie. Moje serce zwolniło, uderzenia dopasowały się do kroków przybysza.  Przerażenie znów więziło mnie w swoich szponach. Nieoczekiwanie w moich rękach wezbrała moc.  Delikatne błyski niebieskiego światła rozświetliły mrok jaskini. Iskra znów była ze mną. To wystarczyło bym poczuła się odrobinę pewniej.

     Miałam szansę na ucieczkę, wystarczyło zadać jeden precyzyjny cios i jak najszybciej uciec w stronę domu Jima, on z pewnością mi pomoże. Zaczynałam już  widzieć cień postaci, która się do mnie zbliżała. Niebieska barwa na moich rękach przybierała na sile; byłam gotowa. W uszach rozbrzmiewało mi głośne dudnienie mojego serce. Jeszcze tylko kilka kroków. Przybrałam pozycję bojową. Jeden krok i już tu był. Nie czekałam by dowiedzieć się kto to. Strzeliłam w momencie, gdy chciał coś powiedzieć. Zwaliło go z nóg. Usłyszałam jęk, a potem warknięcie.

–  Kobieto uratowałem Ci dzisiaj życie, a Ty tak mi się odwdzięczasz? – powiedział nieco zirytowany.

– To Ty... Myślałam że... Jak Ty... Udało się...? A co z...? – słowa wylewały się ze mnie falami. Nie wiedziałam, której myśli mam się chwycić. Jąkałam tylko jakieś niezrozumiałe słowa.

– Uspokój się i złap oddech.  Udało mi się odesłać Behemota na jakiś czas.

     – Gdzie on teraz jest?

– Tam, gdzie jego miejsca – odpowiedział chłodno – Ale on wróci. Jak tylko zbierze siły. I wtedy ponownie uderzy.

– Dlaczego to muszę być ja? Dlaczego kolejny stuknięty dupek się na mnie uwziął?

– Ej, ej! – przerywał mi. – Ten dupek właśnie uratował twoje, nic nie warte, życie!

– Skoro jest takie „nic nie warte”, to po co sobie zawracałeś głowę? – odpyskowałam mu, a On podchodził coraz bliżej.

– Mam w tym swój interes. – Powiedział poważnie.

– Oczywiście. Nie spodziewałam się, że zrobisz to z dobroci serce – kłamałam. – Nie spodziewam się, że w ogóle je posiadasz – dodałam poważniej i dźgnęłam go w pierś. Patrzył na mnie zdziwiony, ja też byłam zaskoczona swoim śmiałym zachowaniem. Jak najszybciej odsunęłam się od Niego, jednak On chciał mieć mnie blisko.

– Szkoda, naprawdę szkoda – Wyszeptał. – Nie chciałabyś zostać diablicą? – Zapytał, chwytając między palce mój nieokiełznany lok.

– Z całą pewnością nie! – odpowiedziałam, przełykając ślinę; sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli.       Spięłam się,  a Aidan to wyczuł. Odsunął się, a ja czułam zimno i pustkę, która zacieśniała się wokół moich ramion.

– Masz u mnie dług, Eileen, pamiętaj o tym.

– Zaczekaj! – krzyknęłam. – Nie powiedziałeś mi jak mnie znalazłeś, i jak pokonałeś Behemota. – Wołałam za nim, jednak On już odchodził.

– Może innym razem, mała.

– Aidan – wyszeptałam, ale On usłyszał. Odwrócił się. – Dziękuję. –   przemówiłam jeszcze ciszej. Przez chwilę wydawało mi się, że Jego oczy błyszczały, jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. A On już odszedł. Stałam w tym samym miejscu jeszcze przez kilka chwil, kiedy uświadomiłam sobie, że musiało minąć sporo czasu. Tino mógł być zagrożony – z tą myślą wybiegłam z mojej kryjówki. Pędziłam jak najszybciej pomimo tego, że moje ciało jawnie się sprzeciwiało. Wszystko mnie bolało, jednak nie dawałam za wygraną. Wbiegłam do domu Jima, jak najszybciej tylko potrafiłam dotarłam do pokoju Tina. Nie było Go. Mój żołądek wywijał salto. Wbiegłam do kuchni. Zauważyłam Tina, który siedział na kolanach mojego przyjaciela i zażerał się ciastkami. Jim odwrócił się w moją stronę.

– Gdzieś Ty była? –  zapytał, a ja nie odpowiedziałam. Powoli opadałam na ziemię. Wyczerpanie wzięło górę, słyszałam jeszcze tylko jak Constantin wypowiedział moje imię, a potem była już tylko ciemność. Zasnęłam, choć sen wcale nie przynosił ukojenia.


_________________________________________________________________________________

Witam was Kochani. Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale mój Internet szalał i miałam z nim poważne problemy, teraz jest już trochę lepiej. I moja wspaniała Patrycja, poprawiła moje wypociny - więc rozdział się pojawił. Krótki, bo krótki, ale to tylko końcówka. W nagrodę obiecuję, że rozdział 11 będzie długi i ciekawy. Mam nadzieje, że wam się choć troszkę spodoba. Pozdrawiam was serdecznie ( zwłaszcza moją cudownie, genialną Nadię ) M. ;*


Rozdział 10 : Cynamon, róża, czekolada i strach...cz. 1

Rozmowa z Tinem była trudna, jeszcze długo po niej drżał w moich ramionach. Nie dziwiłam mu się, to jeszcze dziecko. Po śniadaniu zabrałam Go na plaże, był taki szczęśliwy i beztroski. Widząc to, moje kąciki ust podniosły się ku górze. To zadziwiające minęło zaledwie kilka dnia, a ja już pokochałam Go całym sercem. Po wspaniałej zabawie na plaży, wróciliśmy do domu. Zaczynałam odczuwać lekki nie pokój; Jima nadal nie było. Tino po wielogodzinnej zabawie był tak zmęczony, że po obiedzie niemal natychmiast zasnął. Nie chciałam zostawiać Go samego, bez żadnej opieki – jednakże jakaś siła wyższa chciała żebym wyszła z domu. Postanowiłam więc, że zostawię śpiącego chłopca z "futrzakiem" Jima. W rzeczywistości był to ogromny owczarek kaukaski. Był ogromną bestią, jednakże miał w sobie pewne nieocenione cechy. Bardzo silnie zakorzeniony instynkt obrony terytorium, przewodnika oraz jego rodziny, a co najważniejsze, był nieufny względem obcych, czujny i zdecydowany, co czyniło go najlepszym obrońcom.

–  Damon, pilnuj go. W razie kłopotów nie wahaj się użyć ząbków, rozumiesz?  – Pies bezszelestnie podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy, o tak zrozumiał. Damon to bardzo mądry pies. – Niedługo wrócę. – dodałam, ten jednak już odchodził w stronę śpiącego Constantina.

Kiedy wychodziłam z domu Jima, czułam jakby coś, lub ktoś, pchał mnie w stronę głównej bramy Niebios. Postanowiłam jednak, że zignoruję to uczucie, bo co takiego miałabym robić przy bramie? Poszłam więc w odwrotnym kierunku, na Wiosenną Polanę; była przepiękna, a najlepsze w niej było to, że nigdy nie było tam jesieni, czy zimy, kwiaty nie usychały, zawsze było tam pogodnie i słonecznie. Właśnie dlatego tak została nazwana. Nie wielu o niej wiedziało, a jeszcze mniej zapuszczało się na nią, ponieważ aby do niej dotrzeć, trzeba było przejść przez las, który odstraszał nie jednego śmiałka swoją mroczną aurą. Ja jednak się nie bałam, już wiele razy tu przychodziłam, a wszystko zaczęło się od zaimponowania Jimowi. Szłam przez las i ponownie rozmyślałam o wszystkich zdarzeniach jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilku dni. Byłam w połowie drogi, kiedy poczułam ten zapach. Cynamon; nie wiedziałam, skąd u licha w środku lasu wziął się cynamon.

– Skąd mogłam wiedzieć, Rafaelu, że to właśnie przez ten zapach, a raczej przez właściciela tej dziwnej woni moje życie ulegnie diametralnej zmianie? Z początku byłam zdziwiona, jednak ruszyłam dalej i to był mój pierwszy poważny błąd tamtego dnia...-  Kiedy to mówiłam drżałam lekko.

–  Co się stało, Eileen?

–  Zapach cynamonu nie doszedł mnie przypadkiem. Kiedy ledwo co się odwróciłam, by ruszyć dalej, poczułam mocne uderzenie w plecy. Nie wiedziałam co się stało, byłam jedynie pewna tego, że ktoś ze mną jest. To właśnie ten ktoś pachniał cynamonem. Z wielkim trudem powoli odwróciłam się w stronę mojego przeciwnika. Zatkało mnie.  Z pewnością to był diabeł. I to nie taki jak ten, który chciał porwać Tina, musiałam to przyznać. Ten był po prostu... wstrętny i przerażający.  Naprawdę przerażający, niektórym mógłby wydawać się przystojny, ale ja widziałam w nim potwora. Nie bałam się tak nawet wtedy, gdy oprawca Tina rzucał mną o ścianę, jak szmacianą lalką. Z zamyślenia wyrwał mnie głos tego obrzydliwego stwora.

– W końcu stajemy oko w oko, słodka Eileen.  – Jego głos przypominał odgłos tłuczonego szkła. Niemal na całym ciele czułam ciarki. –  Tyle na to czekałem. Muszę przyznać, że masz niezwykle silną wolę.

–  Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – Starałam się grać twardą, choć w głębi duszy wiedziałam, że on  widzi moje przerażenie.

– Eileen, mam dla Ciebie dobrą radę. Nie odzywaj się nie pytana.

–  Nie masz prawa mi rozkazywać! –  krzyknęłam, złość przysłaniania mi zdrowy rozsądek. Przez chwilę jego twarz wyrażała czystą chęć mordu, jednak po chwili znów przybrał maskę opanowania.

–  To prawda, co o Tobie mówią. Jesteś pyskata. Ktoś będzie musiał Cię utemperować, ale na to przyjdzie czas później. Chodź tu, moja słodka różo.

–  Jesteś nienormalny, nawet Cię nie znam; i nie nazywaj mnie „ słodką różą ”.

–  Dlaczego nie? Twoja krew... Ty pachniesz jak cała łąka róż. O, słyszę jak szybko bije Ci serce, czyżby moje słowa wywołały na Tobie wrażenie?

–  Jesteś szalony! Czego ode mnie chcesz? –  Byłam coraz bardziej przerażona, ta sytuacja zaczęła mnie przerastać.

–  Od Ciebie? Mocy, życia, energii. Wszystkiego, Eileen. –  Tu spojrzał na mnie z cynicznym uśmiechem na twarzy - Spokojnie mamy jeszcze czas, możemy się najpierw trochę zabawić moja słodka różyczko.

–  Już. Ci. Mówiłam. Nie. Mów. Do. Mnie. SŁODKA RÓŻO! –  Strach paraliżował moje ciało, ledwo panowałam nad sobą, chciałam jak najszybciej uciec, ale nie mogłam się ruszyć. Słyszałam jego opętany śmiech i czułam się jak zwierzę w klatce. Podchodził do mnie powoli. –  NAWET SIĘ DO MNIE NIE ZBLIŻAJ! – Próbowałam włożyć w mój głos choć cień stanowczego tonu, a w myślach błagałam wszystkie świętości, by ponownie udało mi się wyzwolić Iskrę.

–  Zastanawiam się, Eileen, czy  jesteś taka odważna, czy raczej taka głupia. Współczuję, naprawdę, w każdym razie i tak  przegrasz.

–  Nawet nie wiem kim jesteś. I skąd u licha mnie znasz? Jestem pewna, że nigdy Cię nie spotkałam.

–  Mylisz się, moja słodka Eileen. Widziałaś, i to bardzo często. W każdym cieniu, w każdym koszmarze, w każdym złym uczynku. To ja kazałem wyjść Ci z domu. To ja kazałem Ci iść po duszę chłopaka. Naturalnie twoja dobra natura ułatwiła sprawę, nawet bez mojej ingerencji za pewne byś tam poleciała, jednak wolałem pchnąć tę myśl do Twojego umysłu, tak jak dzisiaj. Pamiętasz to dziwne uczucie, które kazało Ci udać się ku bramie Niebios? To byłem ja. Jednak,jak wspomniałem wcześniej masz niesamowity dar, potrafisz mi się oprzeć choć nie zawsze. Kiedy działasz pod wpływem silnych emocji, jesteś podatniejsza na moje wpływy, jednakże jak już mówiłem, jesteś bardzo silna. Nawet doświadczeni, opanowani ludzie, stwory takie jak Ty i Ja... nie potrafią mi się oprzeć, tańczą tak, jak im zagram.

Jego słowa docierały do mnie z wielkim trudem. Nie wierzyłam w to, co mówił, nie wiedziałam przecież nawet kim był i czy mogłam mu wierzyć. Jednak coś w jego głosie mówiło mi, że nie kłamał, ale przecież to niemożliwe.

Daj spokój Eileen, w o ostatnim czasie sama przekonałaś się, że wszystko jest możliwe, pomyślałam.

Z otępienia wyrwało mnie coś dziwnego. Kolejny raz w tym dniu poczułam tak mocny i wyrazisty aromat. I chociaż to była tylko chwila, do mojego nosa dostała się silna woń czekolady. Najpiękniejszy zapach jaki mógł istnieć. Niemalże odbierałam jej smak na swoim języku. Zastanawiałam się jak to możliwe. Czekolada w środku lasu, kto by pomyślał? Mimo, iż czułam ją tylko chwilę, w mojej głowie był wciąż wyraźny. Panu Strasznemu, nie spodobało się to, że przez dłuższy czas nie zwracałam na niego uwagi. Podchodził do mnie powoli, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Stałam tam sparaliżowana.

–  Nuży mnie już ta rozmowa, moja Słodka Różo. Byłaś bardzo interesującym zjawiskiem, jednakże każdy z nas musi zakończyć pewien rozdział, żeby rozpocząć następny. A Ty, moja Słodka, jesteś nieodzowną częścią mojego planu, dla tego muszę zadać Ci ten cios. Muszę Cię zniszczyć, Eileen i wziąć sobie twoje martwe serce.

– Nie zdążysz zrobić kroku, za nim nie wyrwę twojego czarnego sera, i nie włożę Ci go głęboko do gardła, parszywa łajzo. - Zatkało mnie. Znałam ten głos. Bałam się Go, a jednak teraz coś się zmieniło,odczuwałam  radość.  Niepohamowaną radość, cokolwiek ich poróżniło Diabeł, który męczył mnie w snach i próbował zabić na jawie, ewidentnie nienawidził potrwa, który stał naprzeciwko mnie. A to oznaczało, że był moją jedyną szansą na przeżycie. Podchodził do mnie bardzo wolno, aż w końcu niepewnie przystanął jakiś metr ode mnie, dokładnie mnie osłaniając.

–  Ah, Aidan. Jak miło znów Cię zobaczyć – powiedział głosem tak słodkim, że wnętrzności same się skręcały.

–  Chciałbym powiedzieć to samo, ale niestety nie mogę Behemocie. A teraz radziłbym Ci grzecznie przeprosić i jak najszybciej stąd spieprzać.

–  Widzę, że ktoś tu stał się bardziej wyszczekany. Myślałem, że nauczyłeś się czegoś ostatnim razem.

–  Tak. Nauczyłem się: jak porządnie skopać ci tyłek.

– Zaczynasz mnie irytować, chłopcze. Lepiej stąd zmiataj, póki zachowałem resztki spokoju; jeszcze chwila i może być za późno.

–  Nie obchodzą mnie twoje humory. Odejdź stąd i zostaw ją w spokoju. Jest moja. Zrozumiałeś, stary padalcu?

Słuchałam tej wymiany zdań i czułam się coraz dziwniej. Co ja tu w ogóle robiłam? A tak, miałam być pożywieniem dla jakiegoś psychola. Miałam nadzieje, że to kolejny głupi sen, a jednak to działo się naprawdę. Behemot. Co to za imię? Widziałam kiedyś kota o takim imieniu i wcale nie przypominał szaleńca, który mógłby  zjadać serca niewinnym ludziom. A ten drugi? Aidan. Płomień. Tak, doskonale do Niego pasowało. Zdałam sobie sprawę, że właśnie dowiedziałam się jak naprawdę się nazywa, jednak większym zaskoczeniem było to, że jego imię nie wzbudziło we  mnie żadnych negatywnych uczuć, wręcz przeciwnie. Zaintrygowało mnie. Dwa demony z piekła rodem kłóciły się coraz głośniej. Behemot zaczął swój długi monolog, przez chwilę przestał zwracać na nas uwagę, mówił do nas, jednak duchem był nieobecny. Ten jeden moment wystarczył. Aidan zbliżył się do mnie bezszelestnie. Jego usta prawie dotykały mojego ucha.

– Eileen, kiedy powiem „ już ” uciekaj –  popatrzył na mnie swoimi, wielkimi, i czarnymi jak noc oczami. – Ochronię Cię, tylko rób, co mówię. Chociaż raz się nie sprzeciwiaj zgoda?

–  Zgoda. –  W każdej chwili byłam gotowa do ucieczki, napięłam wszystkie mięśnie. – Ten jeden raz. Jeden jedyny raz – zaufam Ci. –  Powiedziałam. I po raz kolejny w tym dniu popełniłam ogromny błąd.

_________________________________________________________________________________

No i kolejny rozdział jest. Taki prezent na dzień kobiet. Najpierw chciałabym przeprosić za to, że rozdział pojawił się z opóźnieniem i za to, że musiałam podzielić go na dwie części. Niestety kolejna choroba mocno dała mi w kość, ale obiecuję, że kolejna część pojawi się szybciej. Może nawet na koniec tygodnia, jeśli wszystko będzie dobrze. Chciałabym podziękować mojej kochanej Nadii, która znów natchnęła mnie swoim cudownym rozdziałem. I przede wszystkim wielkie podziękowania dla Patrycji! Dziękuje Ci za to, że chciało Ci się czytać moje wypociny i poprawiać liczne błędy, ( btw. jak ktoś zobaczy błąd to normalnie zjem, bo sprawdziłam chyba wszystko i zastosowałam się do rad Patrycji ) . I dziękuje za fajną rozmowę! Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba, jest najdłuższym jaki napisałam i coś zaczyna się dziać. Druga część powinna wam się spodobać. Do następnego razu. Pozdrawiam M. ;*

Ps. Serdecznie zapraszam na bloga Patrycji! :)

Rozdział 9 : " Eileen powiedz, że żartujesz... "

Pamiętam wszystko bardzo dobrze Rafaelu, jakby to było wczoraj - a nie kilkaset lat temu. Pamiętam jak tamtego dnia wróciłam do domu Jima, jak wszystko się zmieniło. Podjęłam decyzję, że powiem o wszystkim Constantinowi, im szybciej pozna prawdę tym lepiej - bynajmniej tak sobie wtedy to tłumaczyłam. Wróciłam do domu mojego przyjaciela i zdziwiłam się, ponieważ go nie zastałam, jednak postanowiłam, że zapytam go o to później,  teraz chciałam jak najszybciej iść do Tina. Kiedy weszłam do pokoju jeszcze spał, biedak musiał być wykończony, jednak kiedy się zbliżyłam od razu się obudził.

- Eileen to Ty? - zapytał z lekką nutką strachu.

- Tak Skarbie, to ja. Masz może ochotę na śniadanie?

- A zrobisz naleśniki? - zapytał z rozmarzonymi oczami.

- Dobrze, więc zrobimy tak : Ty pójdziesz się umyć, ubierzesz się, weźmiesz koc i pójdziesz do ogrodu, a w tym czasie przygotuję dla nas moją specjalność i coś do picia, w porządku ? - nie musiałam nawet czekać na odpowiedź, Tino z wielkim uśmiechem wyskoczył z łóżka i niemalże wywracając się przy tym, z prędkością światła ruszył do łazienki.
                                                           
                                                                                     *************
~ Tym czasem w Piekle ~

Diabeł w tej samej chwili znalazł się przy swoim przyjacielu, odpychając go na bok, by przyjąć na siebie cios. Ten dupek Jim, wiedział gdzie zaatakować. Na sobie mogło mu nie zależeć, ale jego przyjaciel to świętość, nikt nie miał prawa robić mu krzywdy - tak było od zawsze. Atak na Diarmada oznaczał wojnę, patrząc na Jima, można było jasno wywnioskować, że atak na tą jego przyjaciółeczkę, oznaczał to samo.
Aidan obserwował go uważnie, to dupek, ale silny dupek.

- Wyraziłem się jasno? - zapytał i tym razem rzucił większą kulę Iskry.

                                                                   
                                                                                       *************

- Proszę bardzo, naleśniki z truskawkami i bananami, polane przepyszną czekoladą oraz ciepłe mleko. - oznajmiłam Tinowi.

- Mmm, pycha Eileen! Dziękuję! - mówiąc to rzucił mi się w ramiona, a ja przytuliłam Go do siebie.

- Nie ma za co, kochanie. Siadaj i jedz...a ja muszę Ci coś wyznać. - Spojrzałam na Niego, a on niczego nieświadomy zajadał się naleśnikami, brudząc przy tym całą buzię - To będzie nasz sekret. - Dodałam po krótkiej chwili.

- Sekret? Czyli nic nikomu nie będę mógł powiedzieć? - zapytał, oblizując palce.

- W sumie tak, chociaż będzie o tym wiedzieć, jeszcze kilka zaufanych osób. Między innymi Jim.

- Lubię Jima. Jest miły, ale czasami dziwnie na Ciebie patrzy. Jakby Cię lubił,lubił, czy coś takiego. - Momentalnie nabrał oddechu i niemalże czułam jak czerwieniły mi się policzki. - To mi się podoba, Eileen. Ty jesteś moją przyjaciółką, nie chce żeby mi Cię odebrał.

- Kochanie, nikt Ci mnie nie odbierze - Powiedziałam pospiesznie. - Obiecuję, a teraz chodź tu do mnie. - To mówiąc przysunęłam go jak najbliżej siebie, by czuł się bezpieczny. - Dzisiaj dowiedziałam się o wielu rzeczach Tino, o wielu ważnych dla nas sprawach. O sprawach, które zmienią nasze życie. Niekonieczne na dobre...

- Nie podoba mi się to rozmowa Eileen - zadrżałeś w moich ramionach. - Boję się.

- Wiem mały, ja też się boję, ale jesteśmy w tym razem. Nie opuszczę Cię, a teraz słuchaj...- I opowiedziałam mu, o wszystkim o czym sama wiedziałam, o wszystkim co  powiedział mi Gabriel. Tino się bał, wiedziałam jak jego klatka unosi się coraz szybciej. Spojrzał na mnie błagalnie i powiedział...

- Eileen powiedz, że żartujesz...

- Chciałabym Tino, uwierz naprawdę. Chciałaby żebyśmy byli zwykłą rodziną, ale nie jesteśmy. I jakoś musimy sobie z tym poradzić. Musimy Constantnie - to powiedziawszy przycisnęłam Go mocno do siebie, czując jak jego łzy moczą mi koszulkę. Nie zauważyłam nawet, że słońce chyli się już ku zachodowi.

                                                                                   *************
~ Tym czasem w Piekle ~

Aidan, jeszcze długo dochodził do siebie po spotkaniu z Jimem. Na szczęście Diarmadowi nic się nie stało i tylko to się liczyło. Gasząc papierosa myślał o dzisiejszym dniu. Ten sukinsyn mu za to zapłaci. A jego przyjaciółeczka mu w tym pomoże, najpierw ją weźmie, a potem kiedy już mu się znudzi posłuży się nią i zemści się na Jimie. O tak - pomyślał. Będzie zabawa. Wyobraził sobie jej twarz, chcąc nie chcąc do jego głowy zaczęły napływać kolejne obrazy, jej piżama tak rozkosznie układała się na jej sporych piersiach...Zamruczał złowrogo, w tej samej chwili z jego łazienki wyszła diablica, naga i cała plastikowa. Nie pamiętał jak się nazywała Tina, Gina...czy jakoś tak.

- Jesteś gotowy na drugą rundę ? - zapytała, Aidan nie odpowiedział nic tylko z warkotem ruszył w jej stronę, rzucając ją na łóżko jakby była tanią lalką z sex shopu, jednak kiedy wchodził w nią kolejny raz...to nie jej twarz miał przed oczami. " Będziesz moja,zdobędę Cię za wszelką cenę.Chcę Cię,a przecież chcieć znaczy móc " - pomyślał.

_____________________________________________________________________________________

Rozdział dodany tak jak powiedziałam. Kolejny raz dedykuję go mojej kochanej Crucio - z małym dopiskiem : DWAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ BO POGRYZĘ!
Rozdział jest jaki jest, nie wiem, czy dobry, ostatnio mam wrażenie, że tworzę same zapychacze.Chyba muszę więcej odpoczywać,w  kolejnym rozdziale będzie więcej akcji. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Pozdrawiam M. ;*


Rozdział 8 : Czasami zastanawiamy się, czy prawda jest dla nas najlepsza...


- Wracając od Gabriela postanowiłam, że do domu Jima wrócę okrężną drogą. Pamiętam to bardzo dokładnie Rafaelu, po rozmowie z tym samotnym Archaniołem, poszłam nad urwisko. Roztaczał się tam piękny widok, na nieziemską plażę. Zawsze przychodziłam tam, gdy musiałam pomyśleć...

- Co powiedział Ci Archanioł Gabriel?

- Dochodzę do tego Rafaelu, nie musisz mi przerywać - uśmiechnęłam się -  Jak wspomniałam poszłam nad urwisko i usiadłam na skale, którą uwielbiam. Kiedyś dawno temu, ktoś wyrył tam piękne słowa. " Naj­piękniej­szych chwil w życiu nie zap­la­nujesz. One przyjdą same. " - i choć może Ci się to wydać dziwne, właśnie tak było. Odkąd poznałam Constantina wszystko się zmieniło i chociaż dowiedziałam się o wielu sprawach - nie cofnęłabym czasu. Poznanie Tina, to właśnie jedna z tych najpiękniejszych chwil. Teraz kiedy wiedziałam więcej o tym co nas czeka, zrozumiałam, że pokochałam Go już w pierwszej chwili. Gabriel wyjaśnił mi wiele. Nie znał jednak odpowiedzi na to co oznaczają słowa mojej Przepowiedni. Wytłumaczył mi,że tylko ja mogłam ją usłyszeć, dlatego sam nie zna znaczenie tych słów, ale obiecał, że pomoże mi zrozumieć.Wyjaśnił mi jednak, na czym polega rola Opiekuna.  Opiekun to osoba, która staję się wszystkim dla Dziecka Bożego, które można nazwać po prostu Wybrańcem lub Przeznaczonym. Jako Opiekunka Tina, muszę być przy nim dopóki nie będzie gotowy na to, by żyć beze mnie. Niektórzy opiekunowie zostają przy swoich Wybrańcach kilka lat, niektórzy zaś kilkadziesiąt. Rola Opiekuna jest bardzo ważna - ma wiele zadań. Przede wszystkim musi wprowadzić Dziecko Boże w nową rzeczywistość. Musi nauczyć Go kroczyć drogą dobra. Musi pomóc odnaleźć Wybrańcowi, jego Iskrę, jednak najważniejszym zadaniem Opiekuna jest obrona swojego wychowanka, gdyby to się nie udało...Konsekwencje będą straszne. Zapytałam Rafaela, czy kiedyś, któryś Opiekun zawiódł, odpowiedział, że tak. I właśnie tak wyginęły dinozaury.  Oznaczało to, że nie mogę zawieść, ponieważ śmierć Tina może przynieść ze sobą koniec świata. Ta wiadomość mnie załamała, tak wielka odpowiedzialność powierzona mi? Bałam się Rafaelu, strasznie się bałam. Tino stał się dla mnie najważniejszy, nie mogłabym znieść Jego straty. Zapytałam Gabriela, dlaczego ja? Odpowiedział, że wkrótce się dowiem. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę a potem wyszłam i udałam się nad urwisko. Zastanawiałam się co mam teraz robić. Tino miał dopiero 5 lat - jak mogłam Go wprowadzić  w ten niebezpieczny świat? Jednak musiałam Mu powiedzieć, przecież Diabeł czyhał na mojego małego chłopca. Pytanie brzmiało : czego od Niego chciał?

~ Tym czasem w Piekle ~ *

Głośnie dźwięki strzałów i wyzwisk było słychać już na na początku ulicy, na której znajdowała się willa Aidana.

- Pewnie znów ten idiota gra w " Apokalipsę Zombie " - mruknął do siebie. Wchodząc do swojego domu, Aidan poczuł ostrą woń whisky, skrzywił się. - Co Ty kurwa wyrabiasz z moim domem? - ryknął.

- O patrzcie państwo, Pan milusiński raczył pojawić się w domu - powiedział wesoło Diarmad. - Gdzie znów się szlajałeś? - dodała nieco poważniej.

- Teraz będziesz grał zatroskaną mamuśkę? - zakpił Diabeł,który jak zwykle chciał zmienić temat.

- Chłopie nie było Cię dwa dni, ta akcja z wtargnięciem do Nieba...martwiłem się.

- Wiem o tym, ale jak widzisz nic mi nie jest, więc możesz łaskawie posprzątać ten syf i wyjść. - Diarmad przez chwilę patrzył z uwagą na swojego przyjaciela, czasami ten dupek potrafił dać mu w kość. Już zmierzał do wyjścia, kiedy Aidan go zatrzymał. - Przepraszam Mad. To przez tą akcję, jestem zdenerwowany.

- Właśnie widzę, choć opowiesz mi wszystko.

- To wszystko przez tą pieprzoną Anielicę. Po raz drugi weszła mi w drogę. Już prawe ją miałem, ale suka użyła Iskry,a później zjawił się ten pieprzony bohater Jim...

- Zawsze wiedziałem, że masz mnie za bohatera. - usłyszeli szyderczy głos, Aidan obejrzał się za siebie, jak wielkie było jego zdziwienie kiedy zobaczył pieprzonego bohatera Jima, kilka kroków za nim.

- Co Ty tu do cholery robisz?

- Mam nadzieje, że wyrażę się jasno. - powiedział z zimną powagą, po czym uniósł rękę, która powoli zaczynała jarzyć się niebieskim blaskiem. - Zostaw ją w spokoju! - krzyknął, a cząstka Iskry poleciała w stronę Diarmada.

_________________________________________________________________________________

I o to rozdział się pojawił, jak obiecałam. Dodany nieco wcześniej, ponieważ dzisiaj zostałam w domu, bo strasznie się czułam. Rozdział jest jaki jest, może wam się wydawać nudny, ale powoli akcja się rozkręca. Z góry przepraszam za błędy, a teraz wyjaśniam gwiazdeczkę przy słowach " tym czasem w Piekle ", gwiazdeczka oznacza to, że perspektywa Diabła nie będzie pojawiała się w opowiadaniu za często. Jednak zdarzy się kilka rozdziałów z jego perspektywy.

Rozdział dedykuję mojej genialnej Crucio, która jest autorką tego pięknego szablonu jaki widzicie. Blog pomału się rozkręca, jest już kilka zakładek, serdecznie zapraszam do zapoznania się z nimi. Kolejny rozdział powinien pojawić się pod koniec tygodnia. Zapraszam do czytania u komentowania. Pozdrawiam M. ;*

Rozdział 7 : Gdy nie ma czasu na strach...

Musiałam podjąć decyzję Rafaelu. Wiedziałam o tym. Diabeł mógł zaatakować w każdej chwili. A ja chciałam ochronić mojego Tina za wszelką cenę. Jednak, by Go ochronić - musiałam zrozumieć. A żeby zrozumieć, musiałam udać się ponownie do Gabriela i dotknąć mojego Przeznaczenia. Bałam się Rafaelu. W mojej głowie wirowało wiele myśli. " Co jeśli Przeznaczenie pokaże mi moją zgubę?   Co jeśli pokażę mi śmierć Constantina, z powodu mojej bezsilności ? Co jeśli nie zdołam mu pomóc " - to tylko niektóre myśli Księżulku, jednak te najbardziej przerażające, jednakże nie było odwrotu musiałam poznać prawdę...

- Każda prawda, nieważne jak bolesna - zawsze będzie lepsza od życia w iluzji, drogie dziecko.

- Powiem Ci coś Rafaelu. Kiedyś sądziłam, że siła charakteru polega na tym, żeby być coraz to twardszym, wyrobić w sobie zawiły system ochrony, który pomaga nam pogodzić się z prawdami życia i uczy, jak nie dręczyć się rzeczywistością. Ale wszystkie te metody kształtowania charakteru wylatują przez okno, kiedy odkryjesz, że nie ma już żadnych prawd, a przynajmniej ty żadnych nie dostrzegasz.Dlatego właśnie zdecydowałam się na to, by udać się do Archanioła i zmienić moje życie.

- Sądzę, że zmieniłaś je z chwilą, gdy udałaś się po chłopca.

- Masz rację Rafaelu, wtedy wszystko się zaczęło. Kiedy zebrałam się w sobie i doprowadziłam do porządku po koszmarnym  śnie, zostawiłam Tina jeszcze śpiącego w łóżku, a sama udałam się do Gabriela. Kiedy pukałam do Jego drzwi, uświadomiłam sobie, że jest wcześnie a On może jeszcze spać. Jednak ten po chwili pojawił się w drzwiach i bez słowa je otworzył. Szliśmy tą samą drogą co kilkanaście godzin temu.. Wszystko było takie samo jak wczoraj, jakbym nigdy stąd nie wychodziła. Gabriel położył kulę z Przeznaczeniem, na stoliku.

- Będę w salonie. Kiedy skończysz możesz do mnie dołączyć i zapytać o co chcesz. - powiedział,  po czym wyszedł.  Opadłam ciężko na fotel i zastanawiałam się jak bardzo zmieni się moje życie po dotknięciu tej małej kuli. Wiedziałam, że nie mam czasu na strach. Moje życie i tak już uległo zmianie. Teraz muszę wykonać kolejny ruch, jestem gotowa. Cokolwiek nastąpi. - z tą decyzją sięgnęłam po drewnianą szkatułkę z moim Przeznaczeniem...Wzięłam kulkę do ręki musiałam przyznać, że była piękna jej niebieskie wnętrze wydawało się skrywać tak wiele mocy, była cięższa niż sądziłam. Przez chwilę nie mogłam wypuścić powietrze, jednak nic się nie stało. Przełożyłam kulę do drugiej ręki i znów nic. Przez chwilę śmignął mi jakiś obraz. Myślałam, że to moje odbicie, jednak przybliżyłam kulę bliżej. I stało się! Nagły wybuch niebieskiego światła powalił mnie na ziemię. Kula unosiła się w powietrzu a wokół niej wirowało mnóstwo obrazów. Udało mi się wyłapać tylko niektóre. Ale co to miało oznaczać? Miałam zawroty głowy...Ja i Jim. Pocałunek. Złość.Walka.Nienawiść.Oderwane skrzydła.Krwawię...nie to nie ja, to ktoś mniejszy...Tino? Tak Tino. Rana się powiększa - obraz się zmienia. Widzę siebie i Diabła, nasze nagie ciała złączone w jedno.Tino cierpi, umiera. Ktoś chce mu pomóc, jest jeszcze szansa. Jednak nic nie dostrzegam, a na końcu słowa  " Kocham Cię Eileen ". Kto to powiedział? Ja i Jim? Ja i On? O co w tym wszystkim chodzi? Nic nie rozumiem. Nie to wszystko jest niemożliwe. Chaotyczne obrazy i myśli rozsadzały mi głowę. Jeszcze chwila i nie wytrzymam. Chyba zaczęłam krzyczeć. Jeszcze minuta...a po chwili koniec... Ale jak to koniec? Obrazy przestały wirować, głowa przez chwilę przestała pękać z bólu. Mój wzrok przykuło coś niezwykłego.  Z kuli wyłonił się obraz posągu. Był to anioł - jak przez mgłę przemknęło mi, że gdzieś już go widziałam, nie miałam jednak czasu zastanawiać się gdzie. Gdyż nagle posąg anioła, zaczął mówić. Nie poruszał ustami, jednak wszystko co mówił, było takie wyraźne...

- O to przychodzi dzień, gdy dobro ze złem połączy się. I cień spowije świat, gdy skrzydła od ciała odłączą się. Opiekun załamie się, a dziecko Boże wybierze źle. Upadły na upadłego zmieni się. To co było dobre a złe - odwróci się. I stanie Opiekun przed wyborem : Kogo uratuje, tylko On wie. Miłość ze śmiercią, połączy się i świata nadejdzie kres, gdy chłopiec wybierze źle. 

Posąg się rozmywał. Po chwili nie było już nic, pusty pokój a koło moich nóg, leżała śnieżnobiała kula. Przepowiednia została wypowiedziana, los osądzony, ale co to wszystko znaczyło? Podniosłam się z podłogi i z prędkością światła udałam się do salonu. Gabriel stał oparty o ścianę, w dłoni trzymał jakieś zdjęcie. Wydawał się nieobecny duchem. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim i przyglądałam się Mu. Musiałam przyznać, że opowieści nie kłamały. Był naprawdę piękny. Jego brązowe loki w nieładzie opadły na Jego twarz, brązowe oczy i ponętne czerwone usta. Miał delikatną urodę, jednak biła od Niego taka moc, że z daleka można było zauważyć te mroczną nutę, która dodawała mu seksapilu. Z tyłu też prezentował się wspaniale, Jego opięty sweterek podkreślał silne mięśnie, a jeansy opinały zgrabny...Stop! To Archanioł, nie mogę o Nim tak myśleć, niemalże w równej chwili otrząsnęliśmy się z tego dziwnego transu. Gabriel zmieszany popatrzył na mnie i bez słowa ruszył w kierunku kanapy. Poszłam za Nim. Spojrzał w moje oczy, które zapewne były wypełnione strachem.

- Proszę...powiedz mi, co to wszystko znaczy? - zapytałam głosem pełnym obaw.

____________________________________________________________________________________

No na razie to tyle, rozdział piszę dla mojej kochanej Nadii, która była taka niecierpliwa. Masz tu swoją odpowiedź na temat przepowiedni. Chociaż nie powinnam Ci go dawać, bo wciąż mi nie dałaś swojego zdjęcia! No, ale jest. Mam nadzieje, że i Ty niedługo dodasz nowy.
Co do rozdziału : przepraszam za błędy, pewnie nie wszystko wyłapałam. I tak wiem, że rozdział może być dla was chaotyczny i nudny. Postaram się  by następny był lepszy. To moje ostatnie dni ferii, więc korzystam. Pod koniec tygodnia postaram się dodać nowy rozdział. Komentujcie co jest w porządku -a  nad czym musze jeszcze popracować. Życzę miłego dnia i pozdrawiam! M. ;*

Rozdział 6 : Żyjemy w świecie iluzji, nie wiedząc, co jest rzeczywistością, a co złudzeniem...

Rafaelu uwierz mi myślałam, że śnię. Spotkać Archanioła Gabriela to zaszczyt, który spotykam niewielu a tym czasem siedzę u Niego w salonie a On nalewa mi herbatkę i częstuje mnie ciastkami. Wyobrażasz sobie coś takiego? Oczywiście, że nie jeszcze chwilę temu powiedziałabym, że to niemożliwe. Czułam się jak we śnie, jednocześnie bojąc się tego co miało za chwilę nadejść. Nie zrozum mnie mnie źle - chciałam poznać prawdę, ale bałam się tego co miałam usłyszeć. Nastała pełna napięcia cisza, aż w końcu Jim zabrał głos.

- Gabrielu, pewnie wiesz po co tu przyszliśmy prawda?

- Eileen użyła Iskry, po raz pierwszy jak mniemam. Ma wiele pytań, czuję jak krążą po jej głowie. - zaniemówiłam, czy On czyta mi w myślach. No tak, przecież to Archanioł. - Dlaczego się boisz Eileen? - znów na Niego spojrzałam, tym razem czułam, że nie czyta mi w myślach, tym razem czytał w mojej duszy.

- Skąd wiesz, że się boje? - Jim osłupiał, zdziwił go ten bezpośredni ton, zdziwił się, że rozmawiam z Archaniołem jak z kolegom. Prychnęłam. Do diabła, a Ty to niby co - myślę. Ciekawe ile razy piłeś już herbatkę z lewą ręką Boga. Z zamyślenia wyrwał mnie głoś Gabriela.

- Zrozum, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy. - powiedział filozoficznie. 

- Ostatnio mam wrażenie, że prawda jest okruchem lodu, który zaraz pęknie pod moimi stopami. Prawda jest ukryta w głębi - trudno ją dostrzec kiedy wszyscy mają coś do ukrycia - tu spojrzałam wymownie na Jima. 

- Rozumiem, ale nie gniewaj się na Jima. Takie są zady. - nabrałam oddechu, ma rację. Potrzebuję teraz przyjaciela, wzięłam Go za rękę i ścisnęłam lekko na znak, że rozumiem.Muszę dać radę. - Dobrze, skoro jesteś gotowa pozwól ze mną. Jim musi zostać, tą prawdę możesz usłyszeć tylko Ty. 

- Dasz radę. - powiedział Jim, z lękiem wstałam z kanapy i poszłam za Gabrielem - Wierzę w Ciebie Eileen. - powiedział i się uśmiechnął. To dodało mi sił. 

Po kilku minutach doszliśmy do pięknie zdobionych drzwi, były czarne jak noc. Ten kolor przypomniał mi o innej otchłani  z czerni. O oczach pełnych żądzy mordu. Zadrżałam, szybko odepchnęłam tę myśl od siebie. Tu jestem bezpieczna, Gabriel na pewno by mnie obronił. Weszliśmy do środka. Z początku myślałam, że to będzie jakiś gabinet, ale myliłam się. Moje oczy ujrzały przepiękne pokój, cały wypełniony książkami. Po środku stał kominek, a na perskim dywanie stały dwa fotele.

- Usiądź - nakazał a sam udał się do regału z książkami. Jak zaczarowana patrzyłam na każdy Jego ruch. Wziął do ręki małą książkę. " Baśnie Andersena " - co książka z bajkami dla dzieci robi w takim miejscu? Nagle przestałam rozmyślać, gdyż na moich oczach póła z książkami rozstąpiła się jak morze czerwone przed Mojżeszem. Za półką znajdowały się małe drzwi, Gabriel otworzył je wpisując tajemniczy kod i zniknął. Po chwili znów był przy mnie. Półka wędrowała na swoje miejsce, a Gabriel stał przede mną w ręku trzymając starą, poniszczoną książkę i jakąś kulkę, która jarzyła się dziwnym blaskiem. - Eileen to co Ci powiem jest bardzo ważne, zmieni twoje życie. Musisz mi obiecać, że nie powtórzysz tego nie odpowiednim osobom - spojrzał na mnie - Nawet jeśli twoje życie będzie zagrożone.

- Rozumiem. - powiedziałam, chciałam żeby to zabrzmiało odważnie, ale w głębi duszy cała drżałam ze strachu. 

- Dobrze a więc zaczynajmy. Dzisiaj nie dowiesz się tak wiele jak sądzisz, prawda musi przyjść stopniowo. Dzisiaj ja powiem Ci cząstkę tej historii, o reszcie dowiesz się później z tej książki. Niestety nie mogę dopuścić do tego, żeby wpadła w niepowołane ręce, dlatego będziesz przychodzić tu raz w tygodniu - co sobotę, aż zrozumiesz. Dzisiaj zdradzę Ci, co mówi twoja Przepowiednia. 

- Przepowiednia? Jaka przepowiednia? - zaczęłam gwałtownie. 

- Eileen uspokój się. Przepowiednia, czyli prawda, która na pewno się wydarzy. Została wygłoszona przez Wielkiego Proroka, niektórzy z nas mają przypisaną Przepowiednie.
- Niektórzy, to znaczy kto? - zapytałam.

- Najsilniejsi.Ci,których czeka wiele życie i wile poświęceń. Ci, którzy obdarzeni są mocą. Ci, których dusza jest najczystsza. Ci, którzy mają przed sobą wielką przyszłość - powiedział tajemniczo. 

- Ty posiadasz swoją przepowiednie prawda? 

- Posiadam, tak jak i Jim, twój drogi Tino...i Ty Eileen.

- Nie to niemożliwie Gabrielu, chyba pomyliłeś mnie z kimś. Jestem Eileen, tylko Eileen, zwykły anioł jakich mało... - zaczęłam przekonywać samą siebie. - To niemożliwe. 

- Eileen - powiedział łagodnie. - Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale przypomnij sobie co czułaś dzisiaj kiedy, wyszła z Ciebie Iskra. Pomyśl, czy to co wtedy czułaś było zwyczajne? Jak myślisz ile istoto na tym świecie posiada taki dar? Ja wiem ile Eileen, jest nas niewielu. Przykro mi, że to spadło na Ciebie w takich okolicznościach, ale tak zwykle jest Iska uaktywnia się tylko, gdy targają nami bardzo silne emocje. Na
przykład kiedy coś grozi naszym bliskim. 

- Demon zaatakował Tina. Mojego małego Tina. - wzięłam głęboki wdech. Na pewno da się to jakoś racjonalnie wyjaśnić. 

- Jesteś Opiekunką Eileen. Ciebie i Constantina czeka jeszcze wiele ciężkich prób. Żeby poznać twoje Przeznaczenie, musisz dotknąć kuli. Otwiera się tylko kiedy czuję właściciela. Chciałaś prawdy Eileen i o to twoja odpowiedź. 

- Gabrielu to dla mnie za dużo. Ja...chce już iść. Pozwól mi odejść -  błagałam. Westchnął. 

- Wiem, że to trudno. Zwłaszcza, że jesteś jeszcze taka młoda. Dam Ci czas, kiedy będziesz gotowa przyjdź do mnie. Wtedy poznasz odpowiedź na nurtujące Cię pytania. 

- Obiecuję, a teraz przepraszam - to powiedziawszy najszybciej jak mogłam wybiegłam z tego nierealnego pokoju. 

- Eileen czekaj! - krzyczał Jim, ale ja go nie słuchałam, chciałam być jak najdalej od wszystkiego. Chciałam zostać sama  i pomyśleć, a najlepiej cofnąć czas. Ale wtedy straciłabyś Tina - pomyślałam. Jego widok na pewno przyniesie mi ukojenie. Wbiegłam do Jego pokoju. Smacznie spał, nie chcąc Go budzić, usiadłam szybko  na bujanym fotelu obok łóżka. Patrzyłam jak Jego klata piersiowa się unosi. Mój mały chłopiec. Myśli nie dawały mi spokoju, aż w końcu wyczerpana usnęłam. Jednak w krainie Morfeusza nie zaznałam spokoju. Wszystko wirowało. Słowa Gabriela dudniące  w mojej głowie. I do tego ten sen...

Diabeł stoi nade mną. Jest. Śmieje się złośliwie, pokazując zęby ostre jak kły. Ściska moją szyję coraz mocniej. Nie oddycham próbuję mu uciec.Próbuję wywoła Iskrę, nie udaję się. Puszcza mnie, więc uciekam w drugi kąt pokoju. Patrzy na mnie z zadowoleniem, bawi się mną jak kot z myszką. Oddycham z wysiłkiem, szyja pali mnie w miejscu, w którym mnie dotykał. Patrzę na Niego z przerażeniem. On bawi się dalej - podchodzi chwyta mnie jedną ręką za nadgarstek i rzuca mnie plecami na kamienną ścianę. Zbliża twarz do mojej twarzy, ja już nie płaczę. Patrzę w Jego źrenice. Przesuwa język po idealnych zębach i powoli przeciąga ostrym pazurem po mojej twarzy, od skroni przez policzek aż do podbródka. I z powrotem aż do skroni. Bardzo mnie boli.
- To byłaby wielka szkoda, zabić tak piękną istotę...- Jego dłoń zsuwa się z mojej szyi i zatrzymuje na sercu - I tak niewinnej...- dokończył. 

Wyobrażam sobie jak Jego szpony zagłębiają się w moje ciało niczym nóż w masło. Z moje oka wypływa łza, znów popycha mnie na ścianę. Jego twarz jest kilka centymetrów od mojej, język wysuwa się z ust.Czuję zimno kiedy powoli zlizuje mi łzę lodowatym językiem.
- Jeszcze nie pora...- szepcze.

Budzę się zalana łzami. Uspokój się Eileen to tylko sen, powtarzam w kółko. To tylko sen...

_____________________________________________________________________________________
No i jest, moja kochana Crucio tyle musiała czekać, ale w końcu jest. Rozdział hmm, taki sobie. Mało czasu na pisanie, za dużo problemów zdrowotnych,rodzinnych,sercowych. Ale jakoś musimy dać radę. Mam nadzieje, że choć trochę wam się podoba. Za kilka dni powinien pojawić się kolejny. Jeśli się podoba piszcie, jeśli maci uwagi piszcie. Wszystkie są mile widziane. Dziękuje zwłaszcza za szczerość.
Ps. Nadia, pewnie się zawiedziesz, bo rozdział mi nie wyszedł. Zasługujesz na coś lepszego!

Do następnego razy, ferie się zaczęły a ja czuję się cała obolała. Pozdrawiam serdecznie M. ;*

Rozdział 5 : Kiedy prawda powinna wyjść na jaw. . .

Diabeł powoli podnosił się z ziemi. Obserwował nas uważnie,  jego oczy zrobiły się dziwne. Źrenice zwęziły mu się w małe szparki a czerwona barwa jeszcze bardziej się pogłębiła. Zrobił krok w naszą stronę...Wiedziałam, że jest źle. Nie byłam pewna co się ze mną stało i co właściwie przed chwil zrobiłam, ale nie sądziłam, że uda mi się to zrobić po raz kolejny. Nagle usłyszeliśmy głośne pukanie.

- Eileen! Otwórz drzwi szybko! - rozległ się głos Jima. Nie minęła sekunda a Diabła już nie było. Odetchnęłam z ulgą, w tamtej chwili wielką ochotę wyściskać mojego Jima! Po raz kolejny rozległ się huk pukania, najszybciej jak to możliwe rzuciłam się w stronę drzwi. Ze łzami w oczach rzuciłam się aniołowi w ramiona. Przez chwilę jego mięśnie były napięte, najdziwniejsze jednak było to, że przyciągnął  mnie do siebie i przytulił jeszcze mocniej, jakby nie chciał mnie puścić, jakby wiedział ,że stało się coś złego.

- Jim...- wzięłam mały wdech - Zaraz mnie udusisz! Anioł niemalże natychmiast się opamiętał i stanowczo acz delikatnie odsunął mnie od siebie. Dopiero teraz na mnie spojrzał, obserwowałam jego twarz. Najpierw zobaczyłam dziwny błysk w jego oczach i nagły rumieniec kiedy oblał jego policzki, gdy widział mój skąpy strój, jednak kiedy dojrzał moje siniaki oraz krew na moim ciele momentalnie spoważniał.

- Kto Ci to zrobił Eileen...? - speszyłam się. Po raz pierwszy słyszałam u Jim'a ( tego łagodnego anioła ) taką wrogość w głosie.

- To On. Był tutaj. Jim spójrz na mnie - powiedziałam - Nie wiem jakim cudem tego dokonał, ale zjawił tu się ten sam Diabeł, z którym dziś rano konkurowałam o duszę Tina. I Jim? To nie przeze mnie. To nie chęć zemsty go tu przywiodła, On chciał dostać chłopca. Tylko nie rozumiem dlaczego? I jakim cudem ta bestia przeszła naszych strażników i dostała się do Nieba?

- Eileen...- zawahał się, po jego minie widziałam, że nie chce udzielić mi odpowiedzi. Zirytowało mnie to.

- Nawet nie wasz się kłamać Jim. On prawie mnie zabił, chce wiedzieć dlaczego tak usilnie starał się dostać Constantina. Jim odpowiedz mi. Natychmiast!

- Eileen...nie naciskaj, nie mogę Ci nic powiedzieć. To nie moje zadanie, ale zaprowadzę Cię do kogoś kto powinien Ci to wyjaśnić, zaprowadzę Cię do Niego. - niechętna, ale jednak przystałam na jego warunki. Najpierw jednak czekało mnie trudniejsze zadanie. Razem z Jimem weszłam do swojego poturbowanego domu, Tino leżał skulony na ziemi i cichutko płakał.. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce, biedny malec. Jim wiedział, że lepiej zostawić nas samych, dlatego poszedł ocenić szkody.

- Mój biedny Constantin. Choć do mnie. - przez chwilę się ociągał. - No już szybciutko.

- Eileen, tak się bałem. On zrobił Ci krzywdę...

- Cicho bądź i przytul się. Już Go nie ma Tino, już Cię nie skrzywdzi. Jesteśmy bezpieczni. Nic Ci się nie stanie obiecuję. - długo musiałam czekać, ale w końcu się uspokoił. Zmęczony płaczem - usnął. Nie byłam pewna, czy dom jest bezpieczny, dlatego razem z Jimem udaliśmy się do jego domu i tam położyliśmy go w pokoju gościnnym. Tu był bezpieczny.

- Więc co teraz....? - zapytałam Jima.

- Chcesz poznać prawdę Eileen?

- Tak...- odparłam niepewnie.

- Więc choć.

- Ale Jim, dokąd ty mnie zabierasz?

- Gabriel na pewno ucieszy się z naszej wizyty.

Zabrakło mi słów, nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod domem Archanioła Gabriela. Nie można od tak spotkać się z lewą ręką Boga - to po prostu niemożliwe. Dom  Archanioła wydawał się całkiem zwyczajny, był jednak duży i przypominał dom za czasów renesansu. Byłam zachwycona. Szliśmy przez ścieżkę, która otoczona była pięknymi kwiatami. Po kilku minutach weszliśmy na ganek. Nie musieliśmy nawet pukać. Drzwi otworzył nam wysoki mężczyzna. Miał na sobie zwykły strój białe jeansy i biały sweterek z dekoltem w serek a jednak był porażający. Jego uroda zwalała z nóg, rękawy swetra miał podwinięte przez co mogłam zobaczyć tatuaże, które rozchodziły się na Jego rękach. Były magnetyczne. Patrzył na nas z lekkim uśmiechem. No tak - pomyślałam - musiałam wyglądać jak kretynka stojąc w progu i gapiąc się na Niego z otwartą buzią.

- Czekałem na was. - powiedział, a głęboka barwa Jego głosu niosła się po całym ogrodzie.

__________________________________________________________________________________________


Rozdział dedykuję mojej kochanej Crucio. Jesteś cudowna, dziękuje Ci za miłą rozmowę.
Wiem, że rozdział jest kiepski, pewnie wyda wam się, że to tak zwany " zapychacz " i być może tak właśnie jest. Jeśli się podoba komentujcie, jeśli się nie podoba - wytykajcie mi błędy. Kolejny rozdział być może pojawi się pod koniec tygodnia. Pozdrawiam M. ;*

Rozdział 4 : Uśpione moce. . .

- Rafaelu nawet nie wiesz co czułam w tamtym momencie. Byłam więcej niż przerażona, po raz pierwszy czułam, że zaraz mogę umrzeć. Księżulku jeszcze nikt nigdy nie dostał się nie proszony do Nieba. Nasi strażnicy byli bardzo silni, niewielu wie jak można ich zniszczyć, a gdy ktoś zbliży się do bram bez pozwolenia, zostaję zniszczony - bezzwłocznie. A on na pewno nie był zaproszony.

Ksiądz Rafael był bardzo zaintrygowany słowami dziewczyny, wiedział, że już dawno powinien był zakończyć tą " spowiedź " , jednak nie mógł tego zrobić. To było zbyt silne. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - pomyślał. Dziewczyna nie zdawała się zauważać jego surowej miny, dalej opowiadała a on? Po prostu słuchał.

- w pierwszej chwili miałam nadzieje, że to nie dzieje się naprawdę, że to tylko kolejny koszmar, z którego zaraz się obudzę, ale on nieubłaganie zbliżał się do mnie, zrobił krok...po chwili oboje usłyszeliśmy ryk syreny alarmowej. Nie wiedziałam, czy to dlatego, że Diabeł dostał się do Nieba, czy dlatego, że ktoś miał kłopoty. Bałam się Rafaelu, zwłaszcza, że po drugiej stornie domu spał niczego nieświadomy Tino. Kiedy On był już zaledwie krok od mojego ode mnie, jak oparzona wyskoczyłam z łóżka. Jego oczy zaświeciły się na czerwono, spojrzałam w dół, mój szlafrok był prawie rozplątany i odsłaniał o wiele za dużo. Resztkami sił przywołał do siebie moją odwagę i zapytałam go :

- Co tu robisz?

- Nie przypominam sobie, abym pozwolił Ci się do mnie odzywać - powiedział pogardliwie, a ja nie wytrzymałam.

- Jesteś w moim domu do cholery, więc lepiej mów po co tu jesteś!

- Musze przyznać, że jesteś odważna...albo raczej głupia - stwierdził po chwili - A teraz posłuchaj mnie uważnie, to ja tutaj będę zadawać pytania - gdzie on jest? Najwidoczniej musiałam zrobić głupią minę, ponieważ Diabeł po sekundzie dodał : Gdzie jest ten mały szczeniak, którego mi dzisiaj sprzątnęłaś z pod nosa?

To przeraziło mnie jeszcze bardziej, zachodziłam w głowę czego to bydle mogło chcieć od Constatntina, zwlekałam z odpowiedzią, a rozwścieczony Diabeł w końcu nie wytrzymał.

- Mów do cholery! - krzyknął, chwytając mój nadgarstek, po raz drugi w tym dniu rzucił moim ciałem, jak szmacianą laką. Wpadłam na szybę swojego okna, mimowolnie z moich ust wydobył się jęk bólu, kiedy wyciągałam ze swojego boku kawałki szkła. Jedno wiedziałam, na pewno nie chciał tylko porozmawiać  z chłopcem, co oznaczało, że za wszelką cenę muszę go chronić.

- Nigdy go nie dostaniesz Ty pieprzony dupku. - diabeł podszedł do mnie z chorym uśmiechem na twarzy, po czym jak gdyby nigdy nic, zaczął kopać mnie po brzuchu. Ból  był nie do wytrzymania, ale nie mogłam się poddać. Diabeł w końcu przestał mnie kopać, uznając tym samym, że na pewno już mam dość i nie zdołam się podnieść. Z resztą nawet gdyby mi się udało, nie stanowiłam dla Niego żadnego zagrożenia, mógł mnie rozgnieść małym palcem. Wyszedł z mojej sypialni i udał się na poszukiwanie chłopca. Nie wiem jak udało mi się podnieć, ale zrobiłam to. Wzięłam ze sobą mój ulubiony szklany wazon - choć wiedziałam, że to na nic liczyłam na to, że zyskam kilka cennych chwil. Był już w połowie korytarza, najciszej jak potrafiłam udałam się za Nim. Zaskoczyłam Go i o to chodziło - z całym impetem i siłą jaką miałam wbiłam Mu w głowę wazon. Upadł. Wiedziałam, że mam tylko chwilę. Najszybciej jak potrafiłam udałam się do pokoju Tina.

- Tino, Tino! Wstawaj, szybko! Jesteśmy w niebezpieczeństwie musisz uciekać. Tino, natychmiast! - prawie wykrzyczałam wszystko na jednym wydechu. Mały był w szoku, swoimi piąstkami nadal przecierał swoje zaspane oczy. Nie było czasu. Wzięłam go na ręce i czym prędzej udałam się do frontowych drzwi. Diabeł już się otrząsał, sekundę później był przy mnie, a w następnej chwili leciałam już na drugi koniec pomieszczenia. Co jest do cholery - pomyślałam. Ile razy można rzucać człowiekiem? Nie miałam jednak czasu na zagłębianie się w swoich myślach, ten potwór był coraz bliżej Tina. Pomoc nie nadchodziła, a ja nie mogłam nic zrobić. - Tino, UCIEKAJ! - krzyknęłam, bo w tamtej chwili tylko na tyle było mnie stać.

- Nie zostawię Cię! Eileen, nie zostawię Cię! - krzyczał ze łzami w ochach. Byłam wzruszona, w moich oczach zalśniły łzy. Diabeł przyglądał się temu wszystkiemu z politowaniem i odrazą.

- Dość tego ty mały smarkaczu, pójdziesz ze mną. - powiedział to po czym bezceremonialnie, złapał malce za koszulę i zaczął go szarpać, było widać, że sprawia mu to chorą satysfakcję. I wtedy nie wytrzymałam.
Coś zaczęło się ze mną dziać Rafaelu, nie wiem skąd się to wzięło, nie wiem dlaczego akurat wtedy ujawniła się moja moc, ale już po chwili czułam, że nabieram sił, przez moje ciało przeszła ogromna ilość energii, która koncentrowała się na opuszkach moich palców. Po kilku długich sekundach stałam już na ziemi, zarówno jak i ja tak i Demon i Tino patrzyli na moje palce, z których jarzyła się niebieska poświata, po chwili kolor nabrał nocy, a ja wiedziona instynktem skierował swoje palce w stronę Diabła. Z moich palców wystrzeliły iskry, aż w końcu uformowały się w długie pioruny. Diabeł puścił Tina, a sam odleciał na kilka metrów i złapał się za pierś. Zaczął kaszleć krew. W Jego oczach widziałam tylko zdziwienie. Ja też nie wiedziałam co się właśnie stało. Tino podbiegł do mnie  a ja schowałam go za siebie. Spojrzałam ponownie na Diabła na Jego twarzy znów gościł złowrogi grymas.

- To jeszcze nie koniec Eileen...

_____________________________________________________________________________________

Witam was Kochani. Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba, jest w nim trochę akcji. Jednak nie wiem, czy przypadnie wam do gustu po przedni chyba wam się nie spodobał, ale co się dziwić pisałam go z bólem głowy, a ten dla odmiany pisałam przy : potężnym bólu czaszki, z chęcią na wymiotowanie i krwią z nosa. A wszystko przez głupi wypadek, ale obiecałam wam rozdział pod koniec tygodnia, a  nie chciałam nie dotrzymać słowa, a ponieważ w niedziele nie będe miała za dużo czasu, dlatego dodaję rozdział teraz. Mam nadzieje, że choć trochę wam się spodoba, piszcie swoją opinię, każda uwaga jest dobra. Już niedługo zmieni się szablon o ile moja droga Crucio mi w tym pomoże a na razie życze wam udanego weekandu. Czekam na wasze opinię co do tego rozdziału :)

Ps. Rozdział pisany w dużej części przy : RyanDan - The Face
Pozdrawiam M. ;*

Rozdział 3 : Gdy zło uparcie nie daje Ci spokoju...

Czego miałam się spodziewać po tym pomiocie szatana? Potraktował moje ciało jak worek kartofli, którym niedbale rzucił o ścianę. Ledwo podniosłam się na drżących dłoniach, dotknęłam swojej obolałej i zapewne całej sinej szyi. Spojrzałam na Niego z obrzydzeniem w ochach. Nie bałam się, czułam tylko wstręt do tego osobnika. Po chwili oboje usłyszeliśmy mój zachrypnięty głos :

- Jeśli chciałeś mnie tym przestraszyć to się pomyliłeś upadły wysłanniku Boży. Pokazałeś tylko, że zasłużyłeś na moją pogardę i wstręt. Nie boję się Ciebie i kiedy tylko będę mogła pokrzyżuję Ci każde plany, jesteś nic nie wartym sługą Szatana. - to powiedziawszy wzbiłam się  w niebo i ruszyłam do bramy Nieba, z oddali jednak widziałam Jego oczy, pełne ognia i narastającej wściekłości.

~~ Kila minut później Biuro Administracji w Niebie ~~

Tino stał u boku Jima i rozglądał się wszędzie niespokojnie. Jego oczy były duże jak monety, wszystko go dziwiło zapewne nie spodziewał się, że właśnie tak wygląda Niebo. Zbliżyłam się do nich pomału, gdy tylko chłopiec wyczuł moją obecność, rzucił się w moją stronę i znów objął moją nogę. Był taki mały i zagubiony, nie miał nikogo. Musiałam się nim zaopiekować. Nagle Jim odwrócił się do mnie z posępną miną.

- Lucky! - zawałował. A do naszych uszu dobiegł odgłos machania małych skrzydełek.

- Tak Jimie, o co chodzi? - odezwał się jego mały pomocnik.

- Zaprowadź proszę tego małego chłopca do bufetu, na pewno czuję głód. - anioł spojrzał na minę dziecka i po chwili powiedział kierując słowa w jego stronę - Nie martw się, Eileen zaraz do Ciebie przyjdzie.

Oby - pomyślałam, ale zaraz uśmiechnęłam się do malca, aby dodać mu otuchy. Ten niechętnie odkleił się od mojej nogi i poszedł za skrzydlatym stworkiem. Patrzyłam za nimi, aż nie skręcili za róg, uparcie starałam się ignorować spojrzenie Jima, gdy ten nagle westchnął.

- Co ja mam z Tobą zrobić Eileen? Z jednej strony oboje dobrze wiemy, że to surowo zabronione a z drugiej jednak nie mogę nie zauważyć tego, że udało Ci się przekonać duszę do przybycia tutaj, czar tego Diabła znany jest na terenie całej Niebiańskiej Arkadii. Niewielu aniołom udało się wygrać kiedy Go wysyłano, a byli to o wiele starsi członkowie naszej rodziny. - wydawał się głęboko zamyślony.

- On jest okropny, nie wiem jak ktokolwiek mógł dać się zwieść temu potworowi. Jim spojrzał na mnie łagodniej.

- Rozumiem kochana, jednak wiele osób nabiera się na jego sztuczki. Jako, że był to twój pierwszy raz nie zostaniesz ukarana, ale więcej tego nie rób Eileen, dopóki nie zostaniesz przeszkolona. On jest groźny, tak jak i reszta jego pobratymców.

- Rozumiem, dziękuje Jim! Czy mogę już iść?

- Tak, leć i zaopiekuj się chłopakiem.

- Tak jest! - odrzekłam radośnie i poleciałam szukać małego Tina, nie musiałam długo szukać, znalazłam go przy jednym ze stolików. Ostrożnie podeszłam do niego. Na mój widok odetchnął z ulgą. - Tino chcesz pójść ze mną na spacer ?

- Tak chętnie pani Anielico.

- Oh skarbie, możesz mówić mi Eileen - uśmiechnęłam się do niego - Choć pokażę Ci jak wygląda Niebo.

Wyszliśmy z bufetu i od razu skierował  chłopca na główną drogę. Kiedy przechadzaliśmy się po Niebie, rozmawialiśmy o jego życiu. To straszne, że taki malec musiał tyle wycierpieć. Przeszliśmy już prawie całą trasę kiedy nagle oprzytomniałam przecież Tino nie miał rodziny, a zatem nie miał też domu.

- Tino posłuchaj, jesteś jeszcze mały. Twoja rodzina nie trafiła do Nieba, więc nie mogą się Tobą opiekować. Mam dla Ciebie propozycję, jeśli się zgodzisz możesz zamieszkać ze mną. Mieszkam  w małym domu przy jeziorze, spodoba Ci się tam, jeśli jednak nie będziesz chciał, możesz zamieszkać w specjalnym ośrodku, gdzie trafiają dzieci, które tak jak Ty nie mają w Niebie rodziny. - Chłopiec miał smutną minę.

- Pani Eileen, moja rodzina i tak by mnie nie chciała, byłem im niepotrzebny, nadal jestem niepotrzebny. - powiedział płaczliwie.

- Constantinie, nigdy więcej tak nie mów. To nie prawda! Jeśli chcesz stworzymy nową rodzinę. Przyrzekam, że się Tobą zaopiekuję.

- Boję się...co jeśli Ty też mnie opuścisz?

- Nie opuszczę Tino, obiecuję.

- Dobrze, chce zostać z Tobą, chce mieć dom i rodzinę. Dziękuje przepani - powiedział,  po czym pociągnął noskiem.

- Nie ma za co Tino. I nie mów do mnie przepani - jestem Eileen.

 Udaliśmy się do moje domu. Nie był to dużo budynek, jednak w sam raz dla dwóch osób. Tino był zmęczony, co nie było dziwne kiedy tyle zwaliło mu się na głowę. Wyczarowałam mu jakąś piżamę i ułożyłam do snu. Kiedy skończyłam opowiadać mu jedną ze swoich historii wreszcie zasnął. To był długi dzień - pomyślałam. Czułam, że moje mięśnie są napięte, weszłam więc szybko pod prysznic, który złagodził moje skołatane nerwy, ten dzień różnił się od innych. Dotychczas byłam tylko obserwatorem a dzisiaj wmieszałam się w coś co nie powinno mieć miejsca. A jednak nie żałuję swojej decyzji. Owinięta w szlafrok udałam się do łóżka. Sen nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Jednak ta noc zdawała się nie mieć końca. Przez kilka następnych godzin męczyły mnie koszmary  z Nim w roli głównej. Jeden ze snów był tak realny, że zdawało się czuć jego oddech. Obudziłam się zalana potem.

- To tylko sny Eileen - upomniałam się.

- Nie dość, że łamiesz reguły to jeszcze gadasz do siebie? Niezła z ciebie mieszanka Eileen.

Odwróciłam się pomału a przede mną stał On. Ucieleśnienie zła uśmiechnęło się do mnie...Zrobił krok w moją stronę, kiedy nagle usłyszeliśmy ryk syreny alarmowej...


____________________________________________________________________________________

Na wstępie chciałam przeprosić za tak długą nieobecność. Nie spodziewałam sie, że pisanie bloga będzie taki ciężkie. A jednak. Zmęczenie, stres, kłótnie, choroby dają znać o sobie. Przez chwilę myślałam nawet o zakończeniu pisania, bo uznałam, że chyba nie jestem na to gotowa, jednak po przeczytaniu pewnego opowiadania i komentarzowi kochanej Crucio zdałam sobie sprawę, że nie mogę tego tak zakończyć. Dlatego będę się starała pisać co najmniej 1 notkę w tygodniu. Nie wiem, czy mi się to uda, ale postaram się. Dziękuje Ci Crucio za to, że mnie natchnęłaś! W ramach przeprosin kolejny rozdział pojawi się pod koniec tygodnia. Mam nadzieje, że ten rozdział jakoś przejdzie, bo ja szczerze mówiąc średnio jestem zadowolona rozdział pisany z bólem głowy raczej nie może być dobry, ale pozostawiam ocenę wam. Mile widziane komentarze, proszę wytykać mi błędy jeśli coś wam się nie spodoba. Do następnego razu i mam nadzieje, że mnie nie zlinczujecie za ten kiepski rozdział!

Pozdrawiam M. ;*