Rozdział 10 : Cynamon, róża, czekolada i strach...cz. 2



– Już Eileen! Uciekaj. NATYCHMIAST! – Nie czekałam ani chwili dłużej; pędem ruszyłam przed siebie. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk zaskoczenia, a potem jęk bólu. To na pewno był Behemot, nie czekałam jednak by to sprawdzić, jak najszybciej ruszyłam w stronę mojej kryjówki. Drogę znałam na pamięć, od wielu lat to miejsce było dla mnie jak drugi dom, było moją świątynią samotności. Oazą. Pomagało mi się uspokoić, zebrać myśli i uciec od tego, co mnie gnębiło; zaczynało mi brakować tchu, jednak biegłam dalej. Dotarłam do Wiosennej Polany.

Jeszcze tylko kawałek, pomyślałam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zmusiłam się, by przebiec jeszcze trochę. Po kilku minutach wreszcie dostrzegłam wodospad za Polaną. Wskoczyłam do wody, była przyjemnie chłodna, działała kojąco na moje obolałe ciało. Zwykle omijałam wodę i szłam na około, tym razem jednak nie było czasu, zagrożenie mogło być tuż, tuż. Wpadłam do jaskini, która przykryta była zasłoną zrobioną z wodospadu. Nic się tu nie zmieniło, co nie było takie dziwne zważywszy na to, że nikt nie wiedział o tym miejscu, nawet Jim. Mimo, iż była to grota, było tam całkiem sporo miejsca. Z racji tego, że dosyć często tam bywałam, zdążyłam już nieco urządzić mój drugi dom. Na moje nieszczęście nie było tu ogrzewania, a mokre ciuchy nie pomagały w zatrzymaniu ciepła. Usiadłam skulona na materacu obitym w jasną skórę. Drżałam. Zdarzenia sprzed kilkunastu minut dopadły mnie w jednej chwili. Zastanawiałam się dlaczego ciągle ktoś próbuje, mnie zabić? Co było nie tak z tymi wysłannikami piekła? Dlaczego się na mnie uwzięli? Przykryłam się pledem. Moje ciało ponownie przeszyły dreszcze. Niezamierzenie moje myśli popłynęły ku Aidanowi.  Martwiłam się o Niego.

Jesteś taka głupia, Eileen – przecież ON chce Cię zabić.

Wtedy ta myśl była jak uderzenie batem. Bolesna, ale prawdziwa.

Jednak skoro chce mnie uśmiercić, dlaczego dzisiaj mi pomógł?

     To nie dawało mi spokoju.

Po prostu sam ma ochotę wyrwać Ci serce!

Kłóciłam się sama ze sobą. Moje myśli pędziły jak szalone. Biły się między sobą o tytuł „najstraszniejsza idei tego stulecia”. Pewnie gnębiłabym się tak dalej, gdyby nie to, że usłyszałam hałas niedaleko jaskini. Zwykle szmer wody zagłuszał wszystko; tym razem było inaczej, a to oznacza, że ktoś specjalnie ogłosił swoje przybycie. Pytanie tylko kto? Przyjaciel, czy wróg – a raczej, który z moich wrogów skradał się prosto ku mnie. Moje serce zwolniło, uderzenia dopasowały się do kroków przybysza.  Przerażenie znów więziło mnie w swoich szponach. Nieoczekiwanie w moich rękach wezbrała moc.  Delikatne błyski niebieskiego światła rozświetliły mrok jaskini. Iskra znów była ze mną. To wystarczyło bym poczuła się odrobinę pewniej.

     Miałam szansę na ucieczkę, wystarczyło zadać jeden precyzyjny cios i jak najszybciej uciec w stronę domu Jima, on z pewnością mi pomoże. Zaczynałam już  widzieć cień postaci, która się do mnie zbliżała. Niebieska barwa na moich rękach przybierała na sile; byłam gotowa. W uszach rozbrzmiewało mi głośne dudnienie mojego serce. Jeszcze tylko kilka kroków. Przybrałam pozycję bojową. Jeden krok i już tu był. Nie czekałam by dowiedzieć się kto to. Strzeliłam w momencie, gdy chciał coś powiedzieć. Zwaliło go z nóg. Usłyszałam jęk, a potem warknięcie.

–  Kobieto uratowałem Ci dzisiaj życie, a Ty tak mi się odwdzięczasz? – powiedział nieco zirytowany.

– To Ty... Myślałam że... Jak Ty... Udało się...? A co z...? – słowa wylewały się ze mnie falami. Nie wiedziałam, której myśli mam się chwycić. Jąkałam tylko jakieś niezrozumiałe słowa.

– Uspokój się i złap oddech.  Udało mi się odesłać Behemota na jakiś czas.

     – Gdzie on teraz jest?

– Tam, gdzie jego miejsca – odpowiedział chłodno – Ale on wróci. Jak tylko zbierze siły. I wtedy ponownie uderzy.

– Dlaczego to muszę być ja? Dlaczego kolejny stuknięty dupek się na mnie uwziął?

– Ej, ej! – przerywał mi. – Ten dupek właśnie uratował twoje, nic nie warte, życie!

– Skoro jest takie „nic nie warte”, to po co sobie zawracałeś głowę? – odpyskowałam mu, a On podchodził coraz bliżej.

– Mam w tym swój interes. – Powiedział poważnie.

– Oczywiście. Nie spodziewałam się, że zrobisz to z dobroci serce – kłamałam. – Nie spodziewam się, że w ogóle je posiadasz – dodałam poważniej i dźgnęłam go w pierś. Patrzył na mnie zdziwiony, ja też byłam zaskoczona swoim śmiałym zachowaniem. Jak najszybciej odsunęłam się od Niego, jednak On chciał mieć mnie blisko.

– Szkoda, naprawdę szkoda – Wyszeptał. – Nie chciałabyś zostać diablicą? – Zapytał, chwytając między palce mój nieokiełznany lok.

– Z całą pewnością nie! – odpowiedziałam, przełykając ślinę; sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli.       Spięłam się,  a Aidan to wyczuł. Odsunął się, a ja czułam zimno i pustkę, która zacieśniała się wokół moich ramion.

– Masz u mnie dług, Eileen, pamiętaj o tym.

– Zaczekaj! – krzyknęłam. – Nie powiedziałeś mi jak mnie znalazłeś, i jak pokonałeś Behemota. – Wołałam za nim, jednak On już odchodził.

– Może innym razem, mała.

– Aidan – wyszeptałam, ale On usłyszał. Odwrócił się. – Dziękuję. –   przemówiłam jeszcze ciszej. Przez chwilę wydawało mi się, że Jego oczy błyszczały, jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. A On już odszedł. Stałam w tym samym miejscu jeszcze przez kilka chwil, kiedy uświadomiłam sobie, że musiało minąć sporo czasu. Tino mógł być zagrożony – z tą myślą wybiegłam z mojej kryjówki. Pędziłam jak najszybciej pomimo tego, że moje ciało jawnie się sprzeciwiało. Wszystko mnie bolało, jednak nie dawałam za wygraną. Wbiegłam do domu Jima, jak najszybciej tylko potrafiłam dotarłam do pokoju Tina. Nie było Go. Mój żołądek wywijał salto. Wbiegłam do kuchni. Zauważyłam Tina, który siedział na kolanach mojego przyjaciela i zażerał się ciastkami. Jim odwrócił się w moją stronę.

– Gdzieś Ty była? –  zapytał, a ja nie odpowiedziałam. Powoli opadałam na ziemię. Wyczerpanie wzięło górę, słyszałam jeszcze tylko jak Constantin wypowiedział moje imię, a potem była już tylko ciemność. Zasnęłam, choć sen wcale nie przynosił ukojenia.


_________________________________________________________________________________

Witam was Kochani. Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale mój Internet szalał i miałam z nim poważne problemy, teraz jest już trochę lepiej. I moja wspaniała Patrycja, poprawiła moje wypociny - więc rozdział się pojawił. Krótki, bo krótki, ale to tylko końcówka. W nagrodę obiecuję, że rozdział 11 będzie długi i ciekawy. Mam nadzieje, że wam się choć troszkę spodoba. Pozdrawiam was serdecznie ( zwłaszcza moją cudownie, genialną Nadię ) M. ;*


3 komentarze:

  1. Czyżbym była pierwsza? :) jej.. Magicznie... Ten nasz diabełek to nie koniecznie ma takie zimne serducho.. (wgl je ma !) Eileen roztrzepana troszkę.. Zostawiła samego Tina.. No ale nic. Ważne ze jej się nic nie stało. Szkoda ze tak krótko ;( ale czekam z niecierpliwością a rozdział 11 !

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że krótko, ale to nic. Chociaż... za wiele akcji to tu nie było c: Jednak podobał mi się moment w jaskini. Hmm... Czyżby Eileen postanowiła jednak w przyszłości zostać diablicą? No, uchyl rąbka tajemnicy, bo Aidan robi się coooraz bardziej tajemniczy... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A Ty kochana zwolnij, bo zaraz mnie dogonisz i będzie wstyd, że tak wolno piszę. :D Żałuję, że ostatnio Nam się kontakt urwał, ale komentować będę zawsze! Prócz pochwalenia Cię, że naprawdę lubię Twój styl i całe opowiadanie, ten rozdział również bardzo przypadł mi do gustu, wspomnę tylko, że... Nie, nie mam się do czego przyczepić. Pisaj mi, kochana, kolejny rozdział, bo będę marudzić. :) Buziaki.

    OdpowiedzUsuń