Rozdział 10 : Cynamon, róża, czekolada i strach...cz. 1

Rozmowa z Tinem była trudna, jeszcze długo po niej drżał w moich ramionach. Nie dziwiłam mu się, to jeszcze dziecko. Po śniadaniu zabrałam Go na plaże, był taki szczęśliwy i beztroski. Widząc to, moje kąciki ust podniosły się ku górze. To zadziwiające minęło zaledwie kilka dnia, a ja już pokochałam Go całym sercem. Po wspaniałej zabawie na plaży, wróciliśmy do domu. Zaczynałam odczuwać lekki nie pokój; Jima nadal nie było. Tino po wielogodzinnej zabawie był tak zmęczony, że po obiedzie niemal natychmiast zasnął. Nie chciałam zostawiać Go samego, bez żadnej opieki – jednakże jakaś siła wyższa chciała żebym wyszła z domu. Postanowiłam więc, że zostawię śpiącego chłopca z "futrzakiem" Jima. W rzeczywistości był to ogromny owczarek kaukaski. Był ogromną bestią, jednakże miał w sobie pewne nieocenione cechy. Bardzo silnie zakorzeniony instynkt obrony terytorium, przewodnika oraz jego rodziny, a co najważniejsze, był nieufny względem obcych, czujny i zdecydowany, co czyniło go najlepszym obrońcom.

–  Damon, pilnuj go. W razie kłopotów nie wahaj się użyć ząbków, rozumiesz?  – Pies bezszelestnie podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy, o tak zrozumiał. Damon to bardzo mądry pies. – Niedługo wrócę. – dodałam, ten jednak już odchodził w stronę śpiącego Constantina.

Kiedy wychodziłam z domu Jima, czułam jakby coś, lub ktoś, pchał mnie w stronę głównej bramy Niebios. Postanowiłam jednak, że zignoruję to uczucie, bo co takiego miałabym robić przy bramie? Poszłam więc w odwrotnym kierunku, na Wiosenną Polanę; była przepiękna, a najlepsze w niej było to, że nigdy nie było tam jesieni, czy zimy, kwiaty nie usychały, zawsze było tam pogodnie i słonecznie. Właśnie dlatego tak została nazwana. Nie wielu o niej wiedziało, a jeszcze mniej zapuszczało się na nią, ponieważ aby do niej dotrzeć, trzeba było przejść przez las, który odstraszał nie jednego śmiałka swoją mroczną aurą. Ja jednak się nie bałam, już wiele razy tu przychodziłam, a wszystko zaczęło się od zaimponowania Jimowi. Szłam przez las i ponownie rozmyślałam o wszystkich zdarzeniach jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilku dni. Byłam w połowie drogi, kiedy poczułam ten zapach. Cynamon; nie wiedziałam, skąd u licha w środku lasu wziął się cynamon.

– Skąd mogłam wiedzieć, Rafaelu, że to właśnie przez ten zapach, a raczej przez właściciela tej dziwnej woni moje życie ulegnie diametralnej zmianie? Z początku byłam zdziwiona, jednak ruszyłam dalej i to był mój pierwszy poważny błąd tamtego dnia...-  Kiedy to mówiłam drżałam lekko.

–  Co się stało, Eileen?

–  Zapach cynamonu nie doszedł mnie przypadkiem. Kiedy ledwo co się odwróciłam, by ruszyć dalej, poczułam mocne uderzenie w plecy. Nie wiedziałam co się stało, byłam jedynie pewna tego, że ktoś ze mną jest. To właśnie ten ktoś pachniał cynamonem. Z wielkim trudem powoli odwróciłam się w stronę mojego przeciwnika. Zatkało mnie.  Z pewnością to był diabeł. I to nie taki jak ten, który chciał porwać Tina, musiałam to przyznać. Ten był po prostu... wstrętny i przerażający.  Naprawdę przerażający, niektórym mógłby wydawać się przystojny, ale ja widziałam w nim potwora. Nie bałam się tak nawet wtedy, gdy oprawca Tina rzucał mną o ścianę, jak szmacianą lalką. Z zamyślenia wyrwał mnie głos tego obrzydliwego stwora.

– W końcu stajemy oko w oko, słodka Eileen.  – Jego głos przypominał odgłos tłuczonego szkła. Niemal na całym ciele czułam ciarki. –  Tyle na to czekałem. Muszę przyznać, że masz niezwykle silną wolę.

–  Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – Starałam się grać twardą, choć w głębi duszy wiedziałam, że on  widzi moje przerażenie.

– Eileen, mam dla Ciebie dobrą radę. Nie odzywaj się nie pytana.

–  Nie masz prawa mi rozkazywać! –  krzyknęłam, złość przysłaniania mi zdrowy rozsądek. Przez chwilę jego twarz wyrażała czystą chęć mordu, jednak po chwili znów przybrał maskę opanowania.

–  To prawda, co o Tobie mówią. Jesteś pyskata. Ktoś będzie musiał Cię utemperować, ale na to przyjdzie czas później. Chodź tu, moja słodka różo.

–  Jesteś nienormalny, nawet Cię nie znam; i nie nazywaj mnie „ słodką różą ”.

–  Dlaczego nie? Twoja krew... Ty pachniesz jak cała łąka róż. O, słyszę jak szybko bije Ci serce, czyżby moje słowa wywołały na Tobie wrażenie?

–  Jesteś szalony! Czego ode mnie chcesz? –  Byłam coraz bardziej przerażona, ta sytuacja zaczęła mnie przerastać.

–  Od Ciebie? Mocy, życia, energii. Wszystkiego, Eileen. –  Tu spojrzał na mnie z cynicznym uśmiechem na twarzy - Spokojnie mamy jeszcze czas, możemy się najpierw trochę zabawić moja słodka różyczko.

–  Już. Ci. Mówiłam. Nie. Mów. Do. Mnie. SŁODKA RÓŻO! –  Strach paraliżował moje ciało, ledwo panowałam nad sobą, chciałam jak najszybciej uciec, ale nie mogłam się ruszyć. Słyszałam jego opętany śmiech i czułam się jak zwierzę w klatce. Podchodził do mnie powoli. –  NAWET SIĘ DO MNIE NIE ZBLIŻAJ! – Próbowałam włożyć w mój głos choć cień stanowczego tonu, a w myślach błagałam wszystkie świętości, by ponownie udało mi się wyzwolić Iskrę.

–  Zastanawiam się, Eileen, czy  jesteś taka odważna, czy raczej taka głupia. Współczuję, naprawdę, w każdym razie i tak  przegrasz.

–  Nawet nie wiem kim jesteś. I skąd u licha mnie znasz? Jestem pewna, że nigdy Cię nie spotkałam.

–  Mylisz się, moja słodka Eileen. Widziałaś, i to bardzo często. W każdym cieniu, w każdym koszmarze, w każdym złym uczynku. To ja kazałem wyjść Ci z domu. To ja kazałem Ci iść po duszę chłopaka. Naturalnie twoja dobra natura ułatwiła sprawę, nawet bez mojej ingerencji za pewne byś tam poleciała, jednak wolałem pchnąć tę myśl do Twojego umysłu, tak jak dzisiaj. Pamiętasz to dziwne uczucie, które kazało Ci udać się ku bramie Niebios? To byłem ja. Jednak,jak wspomniałem wcześniej masz niesamowity dar, potrafisz mi się oprzeć choć nie zawsze. Kiedy działasz pod wpływem silnych emocji, jesteś podatniejsza na moje wpływy, jednakże jak już mówiłem, jesteś bardzo silna. Nawet doświadczeni, opanowani ludzie, stwory takie jak Ty i Ja... nie potrafią mi się oprzeć, tańczą tak, jak im zagram.

Jego słowa docierały do mnie z wielkim trudem. Nie wierzyłam w to, co mówił, nie wiedziałam przecież nawet kim był i czy mogłam mu wierzyć. Jednak coś w jego głosie mówiło mi, że nie kłamał, ale przecież to niemożliwe.

Daj spokój Eileen, w o ostatnim czasie sama przekonałaś się, że wszystko jest możliwe, pomyślałam.

Z otępienia wyrwało mnie coś dziwnego. Kolejny raz w tym dniu poczułam tak mocny i wyrazisty aromat. I chociaż to była tylko chwila, do mojego nosa dostała się silna woń czekolady. Najpiękniejszy zapach jaki mógł istnieć. Niemalże odbierałam jej smak na swoim języku. Zastanawiałam się jak to możliwe. Czekolada w środku lasu, kto by pomyślał? Mimo, iż czułam ją tylko chwilę, w mojej głowie był wciąż wyraźny. Panu Strasznemu, nie spodobało się to, że przez dłuższy czas nie zwracałam na niego uwagi. Podchodził do mnie powoli, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Stałam tam sparaliżowana.

–  Nuży mnie już ta rozmowa, moja Słodka Różo. Byłaś bardzo interesującym zjawiskiem, jednakże każdy z nas musi zakończyć pewien rozdział, żeby rozpocząć następny. A Ty, moja Słodka, jesteś nieodzowną częścią mojego planu, dla tego muszę zadać Ci ten cios. Muszę Cię zniszczyć, Eileen i wziąć sobie twoje martwe serce.

– Nie zdążysz zrobić kroku, za nim nie wyrwę twojego czarnego sera, i nie włożę Ci go głęboko do gardła, parszywa łajzo. - Zatkało mnie. Znałam ten głos. Bałam się Go, a jednak teraz coś się zmieniło,odczuwałam  radość.  Niepohamowaną radość, cokolwiek ich poróżniło Diabeł, który męczył mnie w snach i próbował zabić na jawie, ewidentnie nienawidził potrwa, który stał naprzeciwko mnie. A to oznaczało, że był moją jedyną szansą na przeżycie. Podchodził do mnie bardzo wolno, aż w końcu niepewnie przystanął jakiś metr ode mnie, dokładnie mnie osłaniając.

–  Ah, Aidan. Jak miło znów Cię zobaczyć – powiedział głosem tak słodkim, że wnętrzności same się skręcały.

–  Chciałbym powiedzieć to samo, ale niestety nie mogę Behemocie. A teraz radziłbym Ci grzecznie przeprosić i jak najszybciej stąd spieprzać.

–  Widzę, że ktoś tu stał się bardziej wyszczekany. Myślałem, że nauczyłeś się czegoś ostatnim razem.

–  Tak. Nauczyłem się: jak porządnie skopać ci tyłek.

– Zaczynasz mnie irytować, chłopcze. Lepiej stąd zmiataj, póki zachowałem resztki spokoju; jeszcze chwila i może być za późno.

–  Nie obchodzą mnie twoje humory. Odejdź stąd i zostaw ją w spokoju. Jest moja. Zrozumiałeś, stary padalcu?

Słuchałam tej wymiany zdań i czułam się coraz dziwniej. Co ja tu w ogóle robiłam? A tak, miałam być pożywieniem dla jakiegoś psychola. Miałam nadzieje, że to kolejny głupi sen, a jednak to działo się naprawdę. Behemot. Co to za imię? Widziałam kiedyś kota o takim imieniu i wcale nie przypominał szaleńca, który mógłby  zjadać serca niewinnym ludziom. A ten drugi? Aidan. Płomień. Tak, doskonale do Niego pasowało. Zdałam sobie sprawę, że właśnie dowiedziałam się jak naprawdę się nazywa, jednak większym zaskoczeniem było to, że jego imię nie wzbudziło we  mnie żadnych negatywnych uczuć, wręcz przeciwnie. Zaintrygowało mnie. Dwa demony z piekła rodem kłóciły się coraz głośniej. Behemot zaczął swój długi monolog, przez chwilę przestał zwracać na nas uwagę, mówił do nas, jednak duchem był nieobecny. Ten jeden moment wystarczył. Aidan zbliżył się do mnie bezszelestnie. Jego usta prawie dotykały mojego ucha.

– Eileen, kiedy powiem „ już ” uciekaj –  popatrzył na mnie swoimi, wielkimi, i czarnymi jak noc oczami. – Ochronię Cię, tylko rób, co mówię. Chociaż raz się nie sprzeciwiaj zgoda?

–  Zgoda. –  W każdej chwili byłam gotowa do ucieczki, napięłam wszystkie mięśnie. – Ten jeden raz. Jeden jedyny raz – zaufam Ci. –  Powiedziałam. I po raz kolejny w tym dniu popełniłam ogromny błąd.

_________________________________________________________________________________

No i kolejny rozdział jest. Taki prezent na dzień kobiet. Najpierw chciałabym przeprosić za to, że rozdział pojawił się z opóźnieniem i za to, że musiałam podzielić go na dwie części. Niestety kolejna choroba mocno dała mi w kość, ale obiecuję, że kolejna część pojawi się szybciej. Może nawet na koniec tygodnia, jeśli wszystko będzie dobrze. Chciałabym podziękować mojej kochanej Nadii, która znów natchnęła mnie swoim cudownym rozdziałem. I przede wszystkim wielkie podziękowania dla Patrycji! Dziękuje Ci za to, że chciało Ci się czytać moje wypociny i poprawiać liczne błędy, ( btw. jak ktoś zobaczy błąd to normalnie zjem, bo sprawdziłam chyba wszystko i zastosowałam się do rad Patrycji ) . I dziękuje za fajną rozmowę! Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba, jest najdłuższym jaki napisałam i coś zaczyna się dziać. Druga część powinna wam się spodobać. Do następnego razu. Pozdrawiam M. ;*

Ps. Serdecznie zapraszam na bloga Patrycji! :)

5 komentarzy:

  1. O, jaki miły dedyk :] Dziękuję. A mimo błędów, jakie robisz, to historia mi się bardzo podoba, dlatego postanowiłam zaproponować pomoc.

    I jeszcze ta reklama moich wypocin :}

    Wczoraj zapomniałam Ci powiedzieć: zdrówka życzę! A reszta rozdziałków zostanie poprawiona po weekendzie, ok? Szkołę mam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie, pięknie i wgl..cuuuudoooo! *.* jednak jest rzecz której ci nie daruję, naprawdę nie daruje... !!! Czemu tak krótko? ;/ uzależniłam się od twojego opowiadania i codziennie sprawdzam czy nie ma nowej notki/rozdziału.. Dzisiaj patrzę.. Jest! Szybko czytałam z zapartym tchem i wiesz co ? Chyba nie odetchnę aż do następnego rozdziału... Cieplutko pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuje bardzo nie spodziewałam się tego :)
      No niestety tak krótko, bo choroba się trochę rozwinęła, ale postaram się pisać dłuższe. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało! I dziewczyno...ODDYCHAJ ! Nowa notka niedługo będzie. Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  3. To jest... niesamowite ! <3
    Nie mogę się oderwać...
    Po prostu... cudowne. :3
    CZEKAM NA NOWĄ NOTKĘ!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    http://wygrac-gre-o-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego popełniła ogromny błąd? Ja sama też bym postąpiła tak jak ona, więc chcę wiedzieć! Już, teraz, paskudo kochana, przerywająca nie w tych momentach, w których powinna (czyli tak naprawdę nie powinnaś nigdy przerywać:*). Mam nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni i dasz w końcu kolejny rozdział (tak, ja się niecierpliwię!). Wybacz mi również, że wcześniej nie skomentowałam, ale miałam nieco problemy z laptopem, a nie cierpię komentować niczego na telefonie, bo wtedy litery i wyrazy mi się przestawiają, nie wiedzieć czemu. Poza tym dość długo się nie odzywasz (odpisałam Ci, a nadal nie mam odpowiedzi:c). Buziaki kochana, wybacz za taki beznadziejny komentarz, ale nie potrafię nic sensownie skleić.

    :*

    OdpowiedzUsuń